niedziela, 3 maja 2015

Rozdział 3

Witajcie ^^ Wybaczcie, że nie dodawałam nic szybciej, ale brakuje mi czasu. Już nigdy w życiu nie użyje tabulatora ;-; Wklejam cały tekst i powiększam, a tu akapity na koniec linijki, potem coś mi się przestawiło i zamiast poprawić jedną literę, to usuwało cały wyraz. Wkleiłam wszystko powiększone z powrotem do worda i poprawiam, a tu nagle mi się ekran powiększa i zamiast zmniejszyć usunęło połowę tekstu -,- I tym sposobem robiłam korektę przez jakieś 2h. Więc przepraszam, że tak późno.  Nie wiem co więcej napisać więc powierzam wam rozdział 3 i proszę ;-; nie bijcie na błędy, a zwłaszcza za przecinki.
Tak więc miłego czytania ;-)


---------------------------------------------------------------------------


„Moje życzenia są piękne jak marzenia,
lecz moje marzenia są nie do spełnienia”

     Pod ścianą, w ciemnym i zimnym pomieszczeniu leżała mała, poobijana  dziewczynka. Z jej rany sączyła się krew, a z oczu ciekły łzy. Obok niej leżała druga, a przed drzwiami trzecia. Wszystkie były mocno pobite i poranione. Nie licząc na jakąkolwiek pomoc z zewnątrz, mogły tylko czekać na dalszy ciąg wydarzeń. Pomimo bólu, żadna z nich nie wydała najcichszego dźwięku. Po pewnym czasie, do środka wszedł wysoki, upity mężczyzna. Był łysy, umięśniony i miał czarną długą brodę, co sprawiało, że przypominał pirata.
     - Od teraz – powiedział – ja się wami zaopiekuję. – Głos mężczyzny był przerażający, a od patrzenia na jego twarz, aż chciało się płakać.
     W moją dziesiątą wiosnę, ubrana w czarną sukienkę, trzymająca wianek w ręku, płakałam. Stałam nad grobem jednej z osób, które kochałam. – Dziadku, wróć!
     - Uśmiechaj się. Cokolwiek by się nie działo, zawsze się uśmiechaj.
~~~*~~*~~
     Do Londynu dojechaliśmy dwie godziny przed czasem. Pogoda nawet w najmniejszym stopniu się nie poprawiła i wyglądało na to, że nie ma zamiaru. Ubrana w piękną fiołkową suknię z bufiastymi rękawami i złotymi dodatkami, w butach na wysokim obcasie o tym samym kolorze, podałam rękę lokajowi, który chciał mi pomóc wyjść z powozu. Ciel odziany w czarny, odświętny strój, patrzał na pobliski sklep, a kamerdyner wcale nie gorzej wystrojony, czekał na dalsze rozkazy.
     - Muszę załatwić kilka spraw z Yardem, a wy róbcie sobie co tam chcecie – powiedział hrabia, ruszając w stronę centrum.
     - Zatem, może i my byśmy się gdzieś przeszli – zapytał kamerdyner, wystawiając dłoń w moją stronę oraz lekko się schylając.
     - Możemy – odpowiedziałam. Zupełnie go ignorując ruszyłam w stronę dużego mostu prowadzącego do parku. Tuż za mną, szybkim krokiem szedł Sebastian niosący mój płaszcz. – Proszę to założyć, bo się panienka rozchoruje, a tego oboje byśmy nie chcieli. – Założyłam go i ruszyłam dalej.
Tak naprawdę bałam się spotkania z królową. Nie znałam jej prawdziwych zamiarów, ani nie wiedziałam co chce mi zrobić. Mówili, że wszystko będzie dobrze. Jedyna rzecz jakiej mogłam być pewna, było to, że ludzie kłamią kiedy tylko mogą. Nie potrafię im ufać.
Zatrzymałam się na pomoście i wpatrując w rwistą rzekę, oglądałam swoje odbicie. Dzisiaj wyglądałam zupełnie inaczej. Brak worów pod oczami, twarz w odcieniu brzoskwini, czarny kontur oczu i długie pomalowane rzęsy, idealnie podkreślała grzywka spuszczona na czoło, oraz kok spięty na czubku głowy. Usta przybrały kolor lekkiego różu. Niespodziewanie podszedł do mnie Sebastian. Łapiąc mnie za podbródek, zmusił abym podniosła głowę.
W tej chwili kamerdyner delikatnie przesunął palcem po moich ustach. NIE DOTYKAJ MNIE! Szybko odrzuciłam jego rękę i się odsunęłam. – Trochę się panience pomadka rozmazała – odpowiedział, lekko przy tym chichocząc. Zmarszczyłam brwi udając obrażoną i ruszyłam wzdłuż ścieżki, prowadzącej przez park do miasta. Czarnowłosy podążał za mną. AŁA! Upadłam na poniszczony chodnik. To wszystko przez te szpilki. Nigdy nie umiałam chodzić na wysokim obcasie. Bolała mnie kostka, ale dało się żyć. Przecież nie umrę od tego.
 – Czy wszystko w porządku? – zapytał się ze zmartwieniem. Podniósł mnie i otrzepał zakurzoną kreację. – Jest panienka bardzo niezdarna jak na swój wiek. – Usłyszawszy te słowa coś we mnie zadrżało. Nie mam tyle lat ile uważasz. Jestem odrobinę starsza niż wyglądam. Ale to bez znaczenia,  w razie czego, będę miała się czym bronić. Ze spuszczoną głową poszłam w stronę powozu. Anie razu nie spojrzałam się na twarz kamerdynera. Po drodze mijaliśmy wiele sklepów z pięknymi strojami, lecz moją uwagę przykuła cudowna fioletowa sukienka sięgająca do kolan. Miała liczne drapowania oraz mnóstwo czarnych koronek i dodatków. W komplecie z nią były ciemne, wiązane buty na koturnie i opaska na szyję z czarną różą. Od zawsze, chociaż raz, chciałam przymierzyć takie cudo, lecz w moim świecie już dawno przeminęła moda na te rzeczy, a poza tym, to nie mój styl.
     - Zainteresowała panienkę któraś z sukni? Jeśli tak to jestem pewny, że panicz nie będzie zły, jeśli kupimy jakąś. – powiedział ze spokojem i zaciekawieniem. Stanął obok mnie i też spoglądał w głąb kolorowego i błyszczącego sklepu. – Odrobinę się panienka zamyśliła. Wejdźmy do środka i obejrzyjmy je.
      - Nie trzeba. – Uśmiechnęłam się w jego stronę i poszłam do powozu. Mężczyzna ruszył za mną.
      - Ale jest panienka pewna? Z mojego punktu widzenia, muszę powiedzieć, że naprawdę oczarował panienkę jeden z ubiorów. Potrafiłem dostrzec blask w pani oczach – odpowiedział lokaj wpatrując się we mnie ze zmartwionym wyrazem twarzy.
      - NIE CHCE ŻADNEJ Z NICH! – krzyknęłam cała w nerwach i przyśpieszyłam kroku. – I ciągle tylko panienka i panienka. Nie mów tak do mnie, nie jestem nią. Zwracaj się do mnie imieniem lub czymkolwiek chcesz ale nie panienka. – dokończyłam wkurzona po chwili.
      - Jestem zwyczajnym lokajem, nie mam prawa nazywać tak osoby z wyższych sfer – odpowiedział zdziwiony.
      - Z WYŻSZYCH SFER!? – wykrzyczałam zdenerwowana do granic możliwości – skąd wiesz że jestem szlachcianką czy kimś tego rodzaju!? Mogę być córką jakiegoś starego i zniedołężniałego chłopa! – Kamerdyner otworzył szerzej powieki ze zdziwienia i spojrzał się na mnie jakbym powiedziała coś niestworzonego. – Skoro tak ci to przeszkadza to będę się zwracał do ciebie po imieniu.
Głos cały mi drżał. Nie wiem czemu ale jak tylko mówię „moje imię” albo cokolwiek podobnego, cała się trzęsę i chce mi się płakać. Ledwo powstrzymałam się od łez. W końcu nazywałam się inaczej. „Kate” to tylko wymyślony pseudonim, stworzony aby chronić moje życie, a do dawnego już nie mogę wrócić. Powoli przyzwyczajam się do tego, ale nadal nie mogę pozbyć się tego okropnego uczucia. To prawda, że nie mogłam oderwać od niej wzroku. Przecież była taka piękna, a na dodatek w moim ulubionym kolorze. Tylko był jeden mały problem. To nie jest ubiór dostosowany do mojego stylu życia. Zaraz cała bym się  ubrudziła. Nie chcę, żeby ktoś kupował mi tak drogie rzeczy. Sama muszę na to zapracować. Jestem dziewczyną, a wcale tak się nie zachowuję. Nie przykładam wagi do mojego stroju lub fryzury. Nigdy nie miało to dla mnie znaczenia. Czasami lubię się wystroić i zachowywać jak na damę przystało… nie miałam nigdy okazji by to zrobić.
Po chwili siedzieliśmy już w małym i ciasnym pojeździe. Oglądałam przez szybę przechodzących ludzi, cieszących się swoją codziennością oraz dzieci, które jeszcze nie poznały, co to jest życie. Miałam wyrzuty sumienia, że tak nakrzyczałam na niego. Przecież nie zrobił nic złego.
     - Se… Sebastian – powiedziałam cichym, niepewnym głosem.
     - Tak? Czy coś się stało? – odpowiedział spokojnie, odwracając się w moją stronę.
     - Prze… Przepraszam, że tak nakrzyczałam na ciebie, po prostu byłam zła… sama nie wiem na co i o co. – Cały czas miałam opuszczoną głowę, a dłonie zacisnęłam na kolanach. Starałam się nie patrzeć mu w oczy.
     - haha… - zaśmiał się spokojnie, przykrywając ręką usta – Nic się nie stało, wcale nie byłem zły i nie jestem. – Słysząc te słowa, uspokoiłam się trochę, a moje spojrzenie znowu powędrowało w stronę okna. Po krótkim czasie wrócił Ciel i wyruszyliśmy w drogę do zamku, gdzie zapadnie głos, odnośnie moich dalszych losów.
~~*~~*~~
Po półgodzinnej podróży znaleźliśmy się przed wielkim pałacem. W środku wisiały kryształowe żyrandole, a na ziemi rozciągał się czerwony dywan. Prowadzeni przez straż, szliśmy w głąb korytarza. Po chwili dotarliśmy do wielkiego salonu, w którym siedziała królowa. Byłam bardzo zdenerwowana i martwiłam się, żeby nauki Sebastiana nie poszły na marne. Już za chwilę wszystko się rozstrzygnie. Dowiem się, czy to było oszustwo, czy może prawda. Boje się! Ale nie mogę tego powiedzieć. Mam dość tego uczucia niepewności i bólu w klatce piersiowej.
     - Witajcie – powiedziała starsza pani ubrana w suknię większą od niej samej – Oczekiwałam waszego przybycia.
     - Miło mi znowu widzieć naszą królową – odpowiedział Ciel. Uklęknął na jednym kolanie, tym samym kłaniając się. Kamerdyner zrobił to samo.
     - To zaszczyt poznać waszą wielką mość. – Prawą dłonią chwyciłam dół sukni i ukłoniłam się.
     - Podnieście głowy – odparła siwowłosa – Nie musicie być tacy oficjalni, jesteśmy tu sami. Chciałam jedynie porozmawiać. – Królowa podeszła do mnie i wpatrywała się w moją twarz. – Wydajesz się być miłą dziewczynką. Ostatnio mam szczęście w zgadywankach więc… Masz piętnaście lat prawda?
     Zdziwiłam się, a z oczu chciały wypłynąć łzy, lecz opuściłam głowę, zacisnęłam zęby i nie pozwoliłam im się wydostać. Podniosłam wzrok i z uśmiechem odpowiedziałam – Tak, dokładnie.
     - Wiedziałam, mam szczęście do takich rzeczy. Teraz chciałabym porozmawiać z Cielem na osobności. Czy moglibyście udać się do pokoju gościnnego? – powiedziała staruszka miłym głosem.
Ja, wraz z Sebastianem udaliśmy się do wyznaczonego pomieszczenia. Gdy tylko wyszłam z tamtej sali, nie mogłam dłużej udawać szczęśliwej. Moja twarz pochmurniała, a puste spojrzenie powędrowało w dół. Usiadłam na miękkim fotelu. Chce jak najszybciej stąd wyjść i udać się do posiadłości, w której mogłabym zamknąć się i być z dala od ludzi.
     - Czym się tak martwisz? – Sebastian zauważając moje dziwne zachowanie, podszedł i przykucnął przede mną. – Wszystko będzie dobrze, królowa jest miła i wyrozumiała, nic ci nie zrobi.
     - NIE O TO CHODZI! – Odwróciłam się, żeby czarnowłosy nie zauważył mojego płaczu. Lecz on już od początku wiedział o tym. Podał mi białą chusteczkę, którą trzymał w kieszeni i zapytał – A więc o co?
     - Nie ważne. Nic mi nie jest.
~~*~~*~~
     Spotkanie przeciągnęło się do późnego wieczoru. Wszyscy byliśmy zmęczeni i marzyliśmy, żeby być już w domu. Stanęliśmy obok małej, starej kamienicy i czekaliśmy na woźnicę.
     - Jak na razie, zamieszkasz z nami. Królowa kazała mi się tobą zaopiekować. Mam nadzieję, że się dogadamy.  – Po tych słowach, Ciel odwrócił się w stronę lokaja. – Sebastian, powierzam ci to zadanie.
     - Yes, my lord – odpowiedział bez najmniejszego zastanowienia i skinął głową.
Przytaknęłam i znowu spojrzałam na swoje buty, które w żadnym wypadku do mnie nie pasowały. Nudziło mi się, więc postanowiłam się przejść. Nic nie mówiąc ruszyłam w stronę pomostu, który mijaliśmy rano. Rzeka mieniła się od gwiazd odbijających się w niej. Spódnica razem z włosami powiewała, a wiatr delikatnie muskał moje czerwone od zimna policzki. Ten spokój sprawił, że wszystkie złe myśli odleciały w dal. Po krótkiej chwili, podszedł do mnie czarnowłosy mężczyzna i położył płaszcza na moich ramionach. Przez moment spojrzałam na niego i wróciłam do poprzedniej czynności. Nagle ujrzałam coś, czego nigdy nie chciałam więcej widzieć. To był jeden z nich. Brązowowłosy mężczyzna, którego obawiała się każda dziewczyna, pochodząca z mojego starego miasta. Nie zauważywszy przygryzłam swoje wargi tak, że pociekła z nich czerwona ciecz. Siedział razem z jakąś kobietą. Zapewne namawiał ją na wspólną noc, z której nie było powrotu.
     - Wszystko w porządku? Dziwnie się zachowujesz – zapytał kamerdyner, gdy tylko zauważył moje niecodzienne zachowanie.
     - Ja.. już wracam – odpowiedziałam załamującym się głosem i szybkim tempem ruszyłam w stronę nadjeżdżającego powozu, gdzie Ciel już czekał. Proszę, oby mnie nie zauważył.
~~*~~~*~~
     O godzinie dwudziestej drugiej byliśmy już na terenie posiadłości. Jedyne na co miałam ochotę, to rzucić się na łóżko i iść spać. Czerwonooki mężczyzna odprowadził mnie do łazienki i położył koszulę nocną na krześle.
     - Poradzisz sobie sama, czy może w czymś mam pomóc? – zapytał się, myśląc, że pozwolę mu tu zostać.
     - Nie trzeba, nie jestem dzieckiem – odpowiedziałam trochę podirytowana.
     - Zatem przyjdę za godzinę i podam ci kolację. Chociaż już późno, sądzę, że jesteś głodna. – Przytaknęłam. – A i jeszcze proszę, weź to. – Podał mi kilka plastrów na co się zdziwiłam, po czym wyszedł zająć się hrabią.
Skąd wiedział, że obtarłam pięty. Przecież nie mógł tego zobaczyć, gdyż zakrywał je purpurowy materiał. Mniejsza z tym. Rozpięłam zamek, po czym suknia wraz z gorsetem powędrowała na ziemię. Zdjęłam też uciążliwe szpilki. Jak miło po całym dniu rozstać się z  niewygodnym strojem. Gdybym tylko, tak łatwo mogła pozbyć się blizn, moje życie od razu nabrałoby kolorów. Weszłam do wanny pełnej ciepłej wody. Próbowałam się zrelaksować i uspokoić, ale nie mogłam. Dlaczego w tym domu jest tak ciepło, a zarazem ponuro. Nie mogłam zapomnieć tamtej okropnej twarzy, ani skupić się na czymś innym…
Czemu jest tak czarno. Ach, musiałam zasnąć. Powoli otworzyłam powieki, widziałam jak przez mgłę. Po trochu odzyskiwałam ostrość. Na de mną stał, a właściwie klęczał czarnowłosy mężczyzna, który trzymał mnie na kolanach. To był Sebastian. ZARAZ, CHWILĘ, przecież byłam w środku kąpieli. Gwałtownie usiadłam. Miałam na sobie jedynie ręcznik, którym prawdopodobnie mnie przykrył. Wystraszyłam się, i to bardziej niż kiedykolwiek. Każda dziewczyna w tym momencie by się zarumieniła i zawstydziła, oraz martwiła, że jakiś facet widział ją bez ubrań. Lecz mnie nie przeraziło to, tylko moje okaleczenia. Za żadne skarby nie pokazałabym ich nikomu. To były okropne blizny, pokrywające moje ciało od stóp do głowy, przeróżne znaki, pentagramy, jak i zwyczajne, powstałe od skaleczeń. Nie wiedząc co robię, zasłoniłam się rękoma i skuliłam w kulkę, choć było to bezcelowe. Oddech mi przyśpieszył i zaczęłam się trząść, nie z zimna, lecz z powstałej sytuacji. Opuściłam mokre włosy na twarz, aby jej nie zobaczył.
     - Przepraszam, ale gdybym nie zareagował, to mogłabyś się utopić – powiedział oszołomiony i zdziwiony, zasłaniając mnie dużym ręcznikiem. – I przepraszam… jeśli mogę spytać to skąd masz te… - Nie zdążył dokończyć, gdyż zauważył, że podkurczyłam nogi jeszcze bardziej, dając znak, że nie chce odpowiadać. – Tutaj leży koszula, proszę się w to ubrać i wrócić do sypialni. Będę czekać z kolacją. – po tych słowach automatycznie wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Nie chcę się z nim widzieć, nie spojrzę mu w twarz po tym co zobaczył. Nie mając wyjścia zapięłam guziki piżamy i z mokrymi włosami udałam się do mojego pokoju. Ani razu nie podniosłam wzroku. Usiadłam na tapczanie i zaczęłam jeść.
     - Tak nie można – odezwał się kamerdyner. Zdziwiłam się i automatycznie spojrzałam na niego. – Jeśli będziesz tak chodziła, to się przeziębisz. – Niespodziewanie zaczął wycierać moją czuprynę. Nie mogę tak tego zostawić. W końcu odważyłam się odezwać:
     - Ej… jeśli chodzi o to wcześniej… to… - Wstrzymałam na chwilę oddech w celu wymyślenia dalszej konwersacji. – Nie mów o tym nikomu. – Mój głos był cichy, lecz jestem pewna, że wszystko dokładnie usłyszał.
     - O tym? – zapytał się, jakby nie wiedział o czym mówię.
     - No o tych wszystkich… na mnie… - Skuliłam się  i nie wiedziałam co dalej robić.
     - A, o to chodzi. Spokojnie, nikomu nie pisnę ani słowa. – Machnął ręką jak gdyby nic. Nie wiem czemu, ale miałam wrażenie, że mogę mu zaufać w tej sprawie.
     - I jeszcze jedno. – Zmienił swoją postawę na bardziej poważną. – Panicz prosił mnie, żebym ci coś przekazał. – Wpatrywałam się w niego, czekając na dalszy obrót spraw. – Podczas wizyty w zamku, Królowa powierzyła nam nowe zadanie. Panicz wyjaśni wszystko jutro, sam jestem ciekaw o co może chodzić. A w związku z tym, że jesteś pod naszą opieką… też będziesz w tym uczestniczyć. Tak więc życzę spokojnej nocy.
HAA! Niby czemu ja też mam brać w tym udział. NIE CHCĘ! To prawda, że mam logiczny umysł i jestem bystra, nie licząc faktu, iż potrafiłabym rozwiązać jakąkolwiek zagadkę w pięć sekund nie oznacza, że muszę się w to pakować. Może mi się coś stać, a mam już tego po dziurki w nosie.

Szkoda się tym zamartwiać, reszty dowiem się jutro, a jak na razie pójdę spać. Położyłam się na miękkim materacu, pomiędzy poduszkami z nadzieją, że nie przyśnią mi się te koszmary i poszłam spać.