sobota, 27 lutego 2016

Rozdział 5

Tak o to po długiej nieobecności prezentuje wam kolejny rozdział, nie jest on zbyt długi i nie miałam zbyt dużo czasu na sprawdzenie go, ale wyszło jak wyszło. Życzę miłego czytania ;)
------------------------------------
 
           - Możecie zatrzymać na chwilę wóz? – spytałam, przykrywając dłonią usta.
                - Czemu? – zapytał się Kamerdyner – Jesteś blada, mdli cię?
                - Co za utrapienie – odezwał się niebieskowłosy wzdychając.
                - Mam chorobę lokomocyjną – odpowiedziałam z irytacją – chcesz żebym zwymiotowała na ciebie?
                - Myślałem, że to przez to co zjadłaś rano – powiedział brunet śmiejąc się.
                - Ahh… nieważne, tylko szybko. Sebastian idź z nią
Tak się zaczęła moja najgorsza podróż.
 
 
~~*~~*~~
 
 
Po skończonym posiłku, Ciel zaprosił mnie i Sebastiana do gabinetu w celu opowiedzenia szczegółów misji. – Kolejne problematyczne zadanie, a właściwie dwa… – chłopak z opaską rozpoczął rozmowę, a my uważnie słuchaliśmy. – Z pierwszym z nich szybko sobie poradzimy bez problemu. Ja i Sebastian załatwimy to sami w następny piątek. Natomiast to drugie nie będzie łatwe, i może trochę potrwać. Za dwa tygodnie wyruszamy do Alsdorf.
                - Alsdorf? – zapytałam donośnym głosem uderzając dłońmi o biurko, przy którym siedział pan posiadłości – To w Niemczech tak? – Dokończyłam pytanie ze wzburzeniem.
                - Tak w Niemczech. Czemu się tak burzysz – odpowiedział Ciel przeszywając mnie wzrokiem – Skąd wiesz gdzie to jest? To bardzo małe miasto i prawie nikt o nim nie słyszał.  – zapytał ze zdziwieniem.
                - Poznałam po nazwie, charakterystyczna dla tego języka. To takie dziwne, że wiem? Traktujesz mnie jak idiotkę! - Oni uważają, że jestem głupia. Tylko dlatego, że jestem dziewczyną. To normalne dla tych czasów, przecież dziewczyny nie maja prawa chodzić do szkoły, mogą jedynie doszkalać się pod okiem prywatnego nauczyciela w bardzo bogatych rodzinach. Zwykłe mieszczanki wychowuje się na kury domowe. Współczuje kobietom w tych czasach. Nie mają prawie żadnych praw i robią za ozdobę swojego męża, w większości przed ślubem nie widzieli się na oczy.
                - Nie traktuję cię jak idiotkę! Właściwie to…
                Właśnie wpadło mi coś do głowy, że też wcześniej o tym nie pomyślałam. – Ej Sebastian pokaż mi gdzie to jest na mapie, ale Europy – przerwałam chłopakowi w połowie, w tej chwili liczyła się dla mnie tylko ta mapa.
                - Dobrze, ale po ci to? – odpowiedział lokaj z lekkim zdziwieniem.
                - A mnie ktoś tu słucha? Katie!
                - Idziemy Sebastian! – Powiedziałam stanowczo i wyszłam z pomieszczenia ciągnąc za sobą bruneta. – Gdzie musimy iść?
                - Do biblioteki, tam jest mnóstwo map.
Po trzech minutach dotarliśmy na miejsce. Nigdy nie widziałam tylu książek. Kilkumetrowe półki, jedna na drugiej w ogromnym pomieszczeniu.
                - Musieliście to kolekcjonować od wieków – oznajmiłam zaskoczona.
                - Tak, niektóre z nich mają ponad sto lat – wymamrotał zza półek szukając odpowiedniego papieru – Znalazłem to ta mapa. – Rozłożył ją na stole. To był dla mnie niespotykany widok, przyzwyczaiłam się do innego rozłożenia granic. – To tutaj. – Wskazał palcem miejsce od którego mamy się udać.
Moje miasto, mój kraj. To nie było pokazane na schemacie. Moja ojczyzna w tym stuleciu nie istniała. Czasami zapominam, że nie jestem u siebie, że cofnęłam się w przeszłość. Przejechałam dłonią po obszarze, na którym kiedyś mieszkałam. Nagle posmutniałam i poczułam ogromną nostalgię. Czym ja się przejmuje, w moich czasach ona też znikła ze świata politycznego. Na szczęście ona dalej żyje w sercach ludzi. Chciałabym tam wrócić, pomóc im ją odzyskać, ale za bardzo się boję, żeby tego dokonać.
                - Mogę tu zostać? Może macie jakieś ciekawe książki.
                - Lubisz czytać? – zapytał składając papier.
                - Nie bardzo, nie przepadam za książkami. Czytam tylko niektóre, te co przypadną mi do gustu – oznajmiłam z uśmiechem.
                - Jaka tematyka cię interesuje to pomogę wybrać.
                - Poradzę sobie. Ale dalej nie mogę zrozumieć dlaczego musimy jechać właśnie tam. – Skrzyżowałam ręce i się naburmuszyłam.
                - Aż tak nie lubisz tego kraju? –zapytał ciągle się uśmiechając.
                - Raczej języka.
                - Rozumiem, ale nic na to nie poradzisz – oznajmił a następnie zniknął za wielkimi drewnianymi drzwiami. Ja rozpoczęłam przechadzkę pomiędzy zakurzonymi półkami w celu znalezienia „skarbów”. O ta się może nadać. Później ją obejrzę.
 
 
~~*~~*~~
 
 
Nadszedł dzień wyjazdu. Wstałam wcześniej niż zwykle. Na dworze pierwszy raz od wieków świeciło słońce. Podeszłam do okna, które otworzyłam w celu wpuszczenia do pokoju świeżego powietrza. Temperatura stawiała na swoim  i nie chciała skoczyć w górę. Ubrałam długą kremową sukienkę przepasana brązową wstążką, a na nogach znalazły się kasztanowe botki na obcasie. Pod spód założyłam leginsy, przecież nie będę marznąć w rajstopach. Włosy rozczesałam i zostawiłam rozpuszczone. Dopiero teraz to zauważyłam, ale urosły mi od kiedy znalazłam się w tym świecie. Kochałam swoje włosy i starałam się o nie dbać, a to wszystko przez matkę, która od dziecka wmawiała mi, że „włosy są duszą kobiety”. Nauczyła mnie wszystkiego, ale nie tego co potrzebne. Nawiasem mówiąc: nie umiem gotować, malować się, nie jestem perfekcyjną panią domu, sprzątam raz na miesiąc. Nigdy nie dbałam o coś takiego jak miłość, wszelkich adoratorów odrzucałam. Nie będę się oszukiwać, po prostu mam za duże wymagania.  Sebastian o tej porze powinien robić śniadanie, jestem głodna, lepiej już pójdę.
Tak jak się spodziewałam, stoi przy blacie szykując kanapki. Nudzi mi się, może spróbuję się go przestraszyć. Tak jak pomyślałam tak zrobiłam. Skradłam się nie wydając żadnych dźwięków. – AAA! – krzyknęłam wyskakując zza stołu. Kamerdyner ani drgnął – Dzień dobry, widzę że humor dopisuję.
                - Dobry – odpowiedziałam zawiedziona na przywitanie – co ty masz oczy wkoło głowy czy co? – dodałam siadając przy stole.
– Można tak powiedzieć – odpowiedział chichocząc.
- Co na śniadanie? Jestem głodna – oznajmiłam.
- A na co byś miała ochotę – powiedział nie przerywając pracy ani na moment.
- Na to co jest… nudzi mi się
- Chcesz pomóc? – zapytał się uśmiechając
- Mogę, ale wolałbyś, żebym tego nie robiła – uśmiechnęłam się i podeszłam do niego.
- A to dlaczego? – zapytał – Możesz popilnować parówek, które się gotują i trochę posól, szczyptę nie więcej.
- Nie umiem gotować, nawet najprostsze potrawy mi nie wychodzą. Ale zrozumiano.
Pięć minut później
                - Już są gotowe – oznajmiłam i wyjęłam jedzenie na talerz – spróbuj – dodałam uśmiechając się szeroko. Czekałam tylko na jego reakcje kiedy  je spróbuje.
                -…
                - I jak?
                - Sama spróbuj.
                -…
                - Mówiłem, żebyś posoliła – powiedział zachowując kamienny wyraz twarzy.
                - I posoliłam
                - Smakuje jakbyś wsypała tam tonę pieprzu
                - Taki już mój talent, zepsuję każde danie jakie tylko się da – zaczęłam się śmiać sama z siebie jak i z zaistniałej sytuacji. – Nie nadaje się do tych czasów.
                - Jesteś szlachcianką? –zapytał. Oczekiwał, że zacznę mu opowiadać o sobie. Nie ma mowy. – Kto wie. Przecież ci już mówiłam, że nie wiem. Wiesz, że tym sposobem właśnie obraziłeś szlachtę?
                - O, jednak nie jesteś taka głupia na jaką wyglądasz – zaśmiał się szyderczo.
                - ŻE CO PROSZĘ!! – krzyknęłam oburzona. Wiedziałam, że się ze mną droczy więc odpowiedział dumnie – Znam się na chemii, medycynie, fizyce i matematyce lepiej od ciebie Panie Najmądrzejszy, znam też cztery języki  dumnie podniosłam głowę i czekałam na jego odpowiedź.
                - A jakież to języki? –zapytał się patrząc na mnie z góry.
                - Angielski, Francuski, Niemiecki i…
                - i?
                - Nieważne. – Prawie się wygadałam muszę bardziej uważać.
                - Mówiłaś, że nie lubisz Niemieckiego.
                - Bo nie lubię, głowa mnie boli od słuchania tego.
                - Rozumiem. A Angielski się nie liczy, skoro jesteś Angielką
                Co, to przedmiot z którego najlepiej mi szło i jestem z niego dumna, wygrywałam konkursy ogólnokrajowe, a on ma czelność tak mówić! – Nie jestem Angielką i nie pochodzę Anglii – powiedziałam pod wpływem emocji. Po co to powiedziałam. Miałaś uważać i trzymać język za zębami. Nie mogą się dowiedzieć. – I nawet nie pytaj bo i tak ci nie powiem – dodałam zanim lokaj zdążył o cokolwiek zapytać.
                - Z takim nastawieniem nigdy nie znajdziesz faceta – powiedział przykładając rękę do ust w celu ukrycia śmiechu.
                Nie dam się, nie będziesz tak do mnie mówił. Ja wygram nie ty. – Wiem to – powiedziałam z uniesioną głową i uśmiechem na twarzy – mam zbyt wygórowane wymagania – dodałam.
                - Jakie jeśli mogę wiedzieć.
- Musi być wyższy tylko o głowę, być blondynem, mieć niebieskie oczy, być miły, taktowny, wysportowany, posiadać prawko i być bogaty… - po chwili zastanowienia dodałam - …a przede wszystkim przystojny. – Nie dało się nie zauważyć jego dziwnego spojrzenia. – Tak wiem zostanę starą panną z kotami. – Zaczęłam się śmiać.  
- Masz piękne oczy, rzadko się zdarza, że człowiek ma dwie różne barwy. – Podszedł do mnie, objął w pasie i zaczął wpatrywać się w nie. CO mu tak nagle odbiło. Jeśli chcesz się czegoś o mnie dowiedzieć to nie tędy droga. – Przypomniałam sobie, mam jeszcze jeden wymóg
- Jaki, dostosuje się – odpowiedział z dumą, jakby uważał, że już wygrał. Czekam na twoja zdziwioną minę jak to usłyszysz. – Nie sądzę, żebyś był w stanie to zrobić
- Dlaczego?
- Bo musi nie być tobą. – Lokaj w jednej sekundzie puścił mnie z uścisku i stanął zdziwiony wpatrując się we mnie. Ja jedynie uśmiechnęłam się szyderczo i wychodząc z kuchni dodałam – czekam na was w salonie. Wygrałam.
 
 
~~*~~*~~
 
 
                - Już mi lepiej możemy jechać – powiedziałam wsiadając z powrotem do powozu – wybaczcie,  że musieliście na mnie czekać. I kiedy w końcu powiecie mi co to za sprawa?
- Jak dotrzemy na miejsce to się wszystkiego dowiesz – oznajmił hrabia stukając laską w sufit. Powóz odjechał. Mam nadzieję że przeżyję – pomyślałam wzdychając.