niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 2

O to rozdział 2 :3 Starałam  się jak tylko mogłam, żeby wyszło lepiej niż ostatnie. Zanim wstawiłam 1 rozdział czytałam go z kilka razy żeby zobaczyć czy nie ma błędów i mi pasowało. Ale po komentarzach przeczytałam go po raz kolejny  i zobaczyłam pobojowisko ;-; nie sądziłam, że jest tak  makabrycznie, co chwila jakiś błąd, a w niektórych miejscach miałam wrażenie ze czytam to samo co wcześniej -,- Tak więc bardzo dziękuje za uwagi, a przede wszystkim, że w ogóle ktoś wszedł na tego bloga. Jeśli coś będzie z tym nie tak to od razu proszę mi mówić (a wiem że będzie, i to z milion rzeczy) Zapraszam do czytania ;-)

Ps. To taka magia, oni rozmawiają po angielsku ale wszyscy inni widzą, że jest po polsku ;-)

-----------------------------------------------------------------

 "Najsłodszy uśmiech, skrywa najgorsze sekrety,
 Najpiękniejsze oczy, wylewają najwięcej łez,
 Najmilsze serce, czuje najwięcej bólu..."

     - Dziadku! Gdzie jesteś? - wykrzyczała mała, słodka brązowowłosa dziewczynka. Jej purpurowa sukienka powiewała lekko na wietrze, a  ona sama niczym motyl, pędziła w stronę ogrodu tanecznym krokiem. Oczy, które nigdy nie widziały okrucieństwa świata, mieniły się na wszystkie możliwe kolory niczym diament. - Dziadku? Musisz to zobaczyć!
     - Tutaj skarbie. Coś się stało? - jej oczom ukazał się starszy pan po 80-tce, siedzący na wózku przykryty małym, brązowym kocykiem. Szybko wystawił ręce w stronę szkraba i usadził na kolanach. Z jego cudownym uśmiechem nic nie mogło się równać.
     -  Co robiłeś? - zapytała brunetka tworząc banana na twarzy
     - Nic ciekawego. Próbowałem zgrać się z naturą. - dziewczę próbowało zrozumieć to co mówił, lecz przychodziło jej to z trudem, gdyż starzec zawsze używał trudnych słów i przenośni. - Zobacz, tam na drzewie.
     -...
     - PAN WIEWIÓRKA! - wykrzyczała rozdziawiając buzię od granic możliwości.
     - Nie krzycz tak bo się wystraszy i ucieknie. Chciałaś coś ode mnie?
     - Tak! Patrz co narysowałam. - odpowiedziała i z dumą pokazała obrazek.
     - Jak zwykle prześliczny. - z podziwem spoglądał na rysunek, nie mogąc przyjąć do wiadomości, że jego 6 letnia wnuczka rysuje prawie jak zawodowiec. - A kto to na nim jest?
     -  To Blonka, to Mary, to ja, to ty, a to mama i tata. - staruszek nagle pobladł - Wiesz kocha...
     - Kiedy wróci mama!? - zza pleców odezwała się drobniutka blondynka stojąca obok starszej o 2 lata siostry. - Dziadku?
     - ...nie wiem.
     - Ona nie wróci już prawda?! Mamusia już nie wróci do nas?! Ona nas już nie kocha?! - najstarsza wnuczka krzyknęła załamanym głosem ze łzami w oczach.
     - Nie płacz, proszę... Tak masz rację ona już nie wróci, ale kochała was, kocha i będzie kochać. Jesteście jeszcze za młode i nie doświadczone żeby to zrozumieć, ale tak nakazała sytuacja i ja i wy nic na to nie poradzimy. - starał się je uspokoić, lecz nie musiał. One wiedziały co to życie, w tak młodym wieku doświadczyły najgorszego. Musiały być silne i takie były. Nie dawały nikomu sobą manipulować. - powiem wam coś tylko mnie dokładnie wysłuchajcie...  "Możesz być nieszczęśliwy jeśli chcesz. Jest to najłatwiejsza rzecz do osiągnięcia na świecie. Po prostu wybierz nieszczęście. Powtarzaj sobie, że wszystko ci się źle układa, że nic nie jest zadowalające i możesz być pewien, że będziesz nieszczęśliwy. Ale powiedz sobie - wszystko idzie dobrze, życie jest piękne, wybieram szczęście. Możesz być pewien, że dostaniesz to co wybrałeś". Zrozumiano?!
     - TAK! - odezwały się trzy piskliwe głosiki unosząc głowę




  ~~*~~*~~


Na dworze szalała ulewa. Wiatr prawie co nie powyrywał drzew, a ogromne krople deszczu waliły z głośnym hukiem o szyby. Młoda dziewczyna z trudem podniosła się z wielkiego i miękkiego łoża z baldachimem, na którym leżało co najmniej dziesięć poduszek i puchowa kołdra.

Ach... nie chce mi się nic robić, najchętniej leżałabym tu do końca życia. Znowu miałam jakiś bezsensowny sen. Mąci mi tylko w głowie, czy chociaż raz nie mogę śnić o czymś normalnym jak normalna dziewczyna... No tak racja, ja nie jestem normalna. Nie bardzo pamiętam ale to chyba były moje dwie siostry i dziadek. Kochałyśmy tego szalonego staruszka, ciągle opowiadał nam niestworzone historie i myślał, że w nie uwierzymy. Może i był dziwny, ale podnosił nas na duchu i nauczył żyć. "Nie płacz, on nic cie nie da, tylko pogrąży w smutku. Śmiej się i nie dawaj satysfakcji tym co cię ranią" Po tych słowach obiecałam, że nie dam się złamać i będę chodzić z pozytywnym wyrazem twarzy, lecz nie zawsze dawałam radę.
Po chwili dobiegło pukanie do drzwi.
     - Wchodzę. - Przystojny kamerdyner wszedł do pokoju ze swoim uśmiechem. Jego kruczoczarne włosy opadały na czoło, a śnieżnobiałe rękawiczki podkreślały nieskazitelność posiadłości. - Przyszedłem obudzić panienkę, ale widzę że już nie trzeba. Proszę się w to przebrać.
     - yhym... - nic nie powiedziałam, tylko przytaknęłam i spojrzałam na ubranie leżące obok mnie.
     - Poradzi sobie panienka sama czy może pomóc? - z wesołym wyrazem twarzy spojrzał się na mnie mrużąc oczy.
     - Nie trzeba, poradzę sobie, tyle raczej potrafię zrobić - lokaj nic nie mówiąc wyszedł z pomieszczenia zostawiając mnie samą.
Podeszłam do gigantycznego lustra stojącego w rogu tuż obok toaletki. Zobaczyłam blade dziewczę o kasztanowych włosach. Prawe oko miała niebieskie a lewe fioletowe, podrapany nos zasłonięty plastrem oraz niewielkie, ale straszne znamię na czole. Tak to byłam ja. Ubrałam szybko bielutkie zakolanówki zakończone koronką, fioletowe baleriny oraz śliczną fiołkową suknię z falbankami sięgającą do kolan. Poczułam silną nostalgię, gdyż ta właśnie kiecka była podobna mojej ulubionej, którą nosiłam w dzieciństwie. Włosy rozczesałam i spięłam w kucyka, żeby mi nie przeszkadzały, a grzywkę jak zwykle spuściłam na czoło.
     - Czy panienka jest już gotowa? - z korytarza słychać było głos czarnowłosego.
     - Tak.
     - W takim razie może byśmy się udali do jadalni, panicz już czeka. - bez słowa podążyłam za nim. Był taki wysoki, że nie nadążałam za nim. Chciałam trochę przyśpieszyć, ale mi nie wyszło i się potknęłam o własne nogi. Lokaj widząc to szybko zareagował i złapał mnie.
     - Wszystko w porządku? - lekko się roześmiał z całej sytuacji i postawił mnie na nogi a ja zakłopotana spuściłam głowę w dół. - musi jeszcze panienka urosnąć.
    - Nie muszę. - odpysknęłam naburmuszona a on tylko zarechotał.
Zwolnił trochę kroku więc, więc mogłam spokojnie iść. Po drodze mijaliśmy pełno drzwi prowadzących nie wiadomo gdzie. Moją uwagę najbardziej przykuły kolorowe krajobrazy wiszące na ścianach oraz niewielkie stare szafki. Po chwili znaleźliśmy się przed celem. Sebastian pociągnął za klamkę i wskazał ręką, żebym weszła do środka. Piękny wielki stół nakryty krystalicznie czystym obrusem, idealnie umyte sztućce, przezroczyste kieliszki i szmaragdowy żyrandol przypominały zamek z bajki.
     - Zapraszam tutaj. - mężczyzna odstawił krzesło na przeciwko hrabi sugerując żebym usiadła, jak też zrobiłam. - Na dzisiejsze śniadanie przygotowałem lekką sałatkę ze świeżych warzyw, rogaliki maślane oraz herbatę earl grey.
     - Jak ci minęła noc? - zapytał się Ciel pałaszując rogale. - Dobrze spałaś?
     - Yhm. Dobrze - odpowiedziałam cichym głosem nabierając ogórka na widelec
     - Czemu tak mało mówisz? - zapytał się. W jego głosie słychać było ironię i zdenerwowanie.
     - A po co mam tyle mówić, skoro nie mam nawet co, a poza tym to tylko strata czasu. - odpowiedziałam wkurzona bez zastanowienia.
     - Panien... - nie dokończył nic mówić, gdyż przez wiatr otworzyło się okno robiąc przy tym wiele hałasu i rozwalając wszystko dookoła. Lokaj szybko je zamknął.
     - AŁA! - wrzący napar wylał się na stół oblewając przy tym moją dłoń.
     Kamerdyner bez chwili namysłu złapał mnie, zabrał do łazienki i oblał bolące miejsce zimną wodą. - Mocno boli? - zapytał się delikatnie masując miejsce oparzenia. - trzeba szybo to opatrzeć bo zostanie blizna.
     - Trochę boli. - byłam do tego przyzwyczajona więc nawet nie zwracałam uwagi. - Co za różnica czy będzie blizna czy nie.
     - Jest różnica i to wielka. Jesteś jeszcze małą dziewczyną i musisz o siebie dbać. - bez zastanowienia odpowiedział trochę zirytowany
     - Małą dziewczyną tak? - Spuściłam głowę i spokojnie spytałam nie oczekując poprawnej odpowiedzi. - Na ile lat ci wyglądam, tylko szczerze.
     - Nie spodziewałem się takiego pytania. - zdziwiony wziął wdech mrużąc oczy i dokończył bandażowanie - Proszę się nie denerwować jeżeli nie trsfię. Jeśli mam być szczery to tak około na piętnaście lat
     -  Ach. Rozumiem. - opuściłam twarz jeszcze niżej i zacisnęłam wargi. - Pudło.
     - Przepraszam. A mogę wiedzieć ile panienka ma lat?
     - ...nie powiem. - ręka piekła jak diabli. Piętnaście lat co? HAHA... Gdyby pomyśleć to nie ma się o co wkurzać. Uratowało mnie ot wiele razy.


~~*~~*~~


Lokaj zaprowadził mnie do gabinetu Ciela. Zaparzył herbatę i podał nam razem z ciastem czekoladowym. Mnie posadził przy stoliku stojącym przy ścianie. Jak zwykle siedział przy mahoniowym biurku zasłonięty stertą papierów. Nigdy nie przyzwyczaję się do dziewiętnastowiecznych ubrań. Miał na sobie czarny melonik z niebieską wstążką, jasną koszulę i czarne spodenki. Pokój jak zwykle mroczny w ciemnych barwach, jedynie okno dawało odrobinę światła.
     - Musimy pogadać. - od razu przeszedł do rzeczy - Wiesz, że za tydzień masz umówione spotkanie z Królową prawda. - kiwnęłam przytakująco głową - Chciałbym omówić sprawy dotyczące tego. Musisz się nauczyć zachowania jak na prawdziwą damę przystało.
     - Czyli według ciebie jak się zachowuję? - odpowiedziałam podirytowana
     - Nie chodziło mi o to, tylko żebyś nie powiedziała czegoś nie na miejscu oraz nauczyła się jak zachowywać w obecności Jej wysokości.
     - Rozumiem. Czyli co mam robić? I co się potem ze mną stanie? - przeszedł przeze mnie zimny dreszcz, a ciało zaczęło drżeć. Zacisnęłam żeby i czekałam na odpowiedź. Cokolwiek by się nie działo nie dam znowu się zamknąć w jakiejś brudnej celi. 
     - Sebastian jutro ci wszystko wyjaśni i zaczniesz z nim ćwiczyć. Nie martw się, Królowa o wszystkim zadecyduje i albo zostaniesz zatrudniona w jej domu albo zostaniesz tutaj.
     - CO PROSZĘ?! - wykrzyczałam nie mogąc znieść całej tej sytuacji. - Po pierwsze dlaczego to niby ona decyduje za mnie a po drugie czemu nie mam innego wyjścia oprócz tych dwóch opcji!
     - Nie unoś się tak. Są co do tego powody, których nie możesz jeszcze poznać. - odpowiedział spokojniejszym głosem - Nie masz się o co martwić, nie stanie ci się krzywda. O to możesz być spokojna. - Na jego twarzy widniał niewinny dziecięcy uśmieszek, lecz mnie nie przekonywał. Już nigdy nie nabiorę się na takie gierki. Od urodzenia żyłam w kłamstwie. Szczęśliwy obraz rodziny porzuciłam dawno temu  i zastąpiłam go sobą oraz malutkim purpurowym scyzorykiem. Jedyne osoby, którym mogłam zaufać to moje dwie najwspanialsze siostry, po których nie ma już śladu. Mogłyśmy liczyć na siebie i dzięki temu żyłyśmy, lecz teraz zostałam sama. Od małego marzyłyśmy żeby wypowiedzieć trzy banalne słowa "chcę do domu", ale nie było to możliwe. Teraz straciłam dom i ludzi, którzy by mnie powitali po długiej nieobecności z roześmianą twarzą.



~~*~~*~~


Kolejny tydzień znowu przyprowadził ze sobą mróz, deszcz i wiatr. Od wieków taka pogoda panuje w   Anglii a tym bardziej że kończył się luty. Przez ostatnie dni ćwiczyłam co mam zrobić i powiedzieć gdy zobaczę tą "niesamowitą" kobietę na tronie. Nie chciałam tam jechać lecz byłam zmuszona do tego i nie miałam innego wyjścia.
     - Dzień dobry, musi panienka szybko wstać. Dzisiaj wielki dzień. - jak zwykle w swojej masce szczęścia wszedł do pokoju kamerdyner wraz z wielką turkusową suknią i lakierkami na wysokim obcasie w tym samym kolorze. - Musi się panienka szybko przebrać i przygotować bo za godzinę wyjeżdżamy do Londynu.
     - Dobrze. Już się szykuję. Możesz wyjść?
     -  Proszę mi wybaczyć ale zauważyłem, że panienka jakoś nie ma talentu do zakładania takich strojów i zajmie to dużo czasu, a poza tym do tej kreacji również należy założyć gorset co wymaga pomocy osób trzecich.
     - Nie! Sama sobie poradzę. - zarumieniłam się trochę i zawstydziłam, nie wiem co to były za uczucia, pierwszy raz tak mi się zdarzyło.
     - Spokojnie, nic nie będę widział. - lokaj zdjął krawat i obwiązał sobie nim oczy. Podszedł do mnie i zaczął rozpinać mi koszulę. Gdy przez przypadek jego dłoń dotknęła mojej szyi natychmiast się wzdrygnęłam i odsunęłam. Powiedział tylko przepraszam i kontynuował. Po chwili przebrana i umalowana wraz z Sebastianem i Cielem weszliśmy do powozu. Czy on to widział? Poczuł? Domyśla się co to jest? Proszę tylko nie to!? Nagle znamię na karku zaczęło strasznie piec i boleć. Złapałam się za to miejsce, ale nie mogłam się na niczym innym skupić. Nienawidziłam tej blizny, tylko był mały problem, ona nie była taka zwyczajna. To był wypalony herb należący do "niego", najokrutniejszej i najgorszej osoby jaka chodzi po tym świecie. Gdyby tylko ktoś zobaczył tą ranę od razu by "go" powiadomił, a moje życie znowu zamieniłoby się w piekło.

sobota, 4 kwietnia 2015

Witam ^^

Wybaczcie, że tak długo mnie nie było, ale szkoła, nauka, i inne życiowe sprawy :-( W związku z wolnym zaczęłam wczoraj pisać pierwszy rozdział ;-D Jeszcze dzisiaj wieczorem postaram się go wstawić i dołączę do tego moje rysunki :3 Ostrzegam, że nie będą zbyt dobre i ładne xd Najpóźniej wstawię rozdział jutro ale postaram się jeszcze dzisiaj z tym uwinąć ^^ Mam nadzieję, że kogoś zainteresuje ta historia i będzię czytał, iż gdyż będę miała większą motywację do pisania :3 

Małe ostrzeżenie!
W niektórych rozdziałach mogą się pojawić drastyczne sceny przeznaczone tylko dla ludzi o mocnych nerwach.
Ale pomimo to mam nadzieję, że się nie zniechęcicie i zostaniecie ze mną. Jet to mój pierwszy blog i pierwsza historia którą piszę w całym moim życiu. Więc nie wiem jak wyjdzie ale mam nadzieję, że jakoś sobie poradzę ^^

Rozdział 1

Tak jak obiecałam wstawiam pierwszy rozdział i mam nadzieje, że wam się spodoba i dodaję swoje rysunki :3  (ostrzegam trochę drastyczne dla ludzi o mocnych nerwach) Życzę miłego czytania ^^


Biegnę już bez sił, kręci mi się w głowie i zaraz upadnę. Wyglądam makabrycznie, gdybym się teraz ujrzała w lustrze, zaraz bym zaczęła krzyczeć i zastanawiać co to jest. W powietrzu unosi się lekki metaliczny zapach, czuję go także w buzi... tak to moja krew. Od tej ucieczki i strachu poprzygryzałam sobie wargi, a ból głowy nie daje mi spokoju, nie wspominając o pozostałych ranach na moim ciele. Biegnę przez ulice starego Londynu... dla mnie starego. Wiatr lekko przedziera się koło mnie, a księżyc oświetla szare miasto. Czekam tylko, aż wzejdzie słońce, a na alei pojawią się tłumy ludzi przyodzianych w eleganckie stroje.
Podczas biegu nagle ujrzałam zakręt i pomyślałam, że tamtędy ucieknę  i się schowam nie wiadomo gdzie. Wszystko co robiłam było spontaniczną reakcją, nawet nie myślałam tylko działałam instynktownie. Jedyne co chciałam to żyć. Dobra skręcam. (Traaaach, Booom) Nagle w coś uderzyłam. Podniosłam głowę i ujrzałam pewnego pana w czarnym płaszczu i jakieś dziecko.
-Przepraszam! - ledwo wykrzyczałam to zdyszanym załamanym głosem
Podniosłam się szybko i pobiegłam dalej. Nie zwracałam zbytnio uwagi na tych ludzi i nie czekałam na odpowiedź. Gdy tylko ujrzałam wysoki czerwony mur od razu podskoczyłam, chwyciłam się zakurzonych i brudnych cegieł oraz zaczęłam machać nogami, próbując się wspiąć. Od razu przez niego przeskoczyłam i pobiegłam dalej. Nawet nie przeszła mi przez głowę myśl, że mi się nie uda, co najwyżej się pokaleczę, ale trudno, Przyzwyczaiłam się do tego, że cały czas na szali kładę swoje życie i robię szalone rzeczy, na które nikt inny by się nie odważył, żeby tylko je zachować i go nie stracić.
-STÓJ! WRACAJ! JEŚLI MYŚLISZ, ŻE MI UCIEKNIESZ TO SIĘ GRUBO MYLISZ! - krzyknął z pogardą i pewnością siebie
Gdy tylko usłyszałam ten głos zza muru przeszył mnie mroczny dreszcz, zalały mnie poty, serce prawie wyskoczyło z klatki piersiowej, a z oczu zaczęły mi lecieć łzy niczym porwista rzeka podczas ulewy. To nie były łzy radości, lecz strachu i przerażenia. Tak to "on", tyran którego nienawidziłam oraz jedyna osoba, którą mogłabym zabić bez wyrzutów sumienia. W głowie miałam mętlik a moje nogi same przyśpieszyły na myśl, że znowu będę musiała tam wrócić. NIE WRÓCĘ, NIGDY TAM NIE WRÓCĘ! To była jedyna myśl, która chodziła mi po głowie i to dzięki niej byłam w stanie utrzymać się na nogach. Nagle zauważyłam opuszczoną kamienicę i od razu do niej wbiegłam. Nie wiedząc co się dzieje wyciągnęłam z kieszeni scyzoryk - jedyną broń jaka mi została i schowałam się za drzwiami czekając na "niego". W głowie mam mętlik, ledwo widzę na oczy. Sapiąc ze zmęczenia jak zbity pies, wpatrywałam się w ulicę za drzwiami. Ktoś idzie, tak to on! Bez chwili zastanowienia wzięłam zamach i wycelowałam scyzorykiem w "jego" stronę. To nie on, tylko jakiś dzieciak! Nie mogę zabić jakiegoś bachora co przez przypadek przechodzi przez tą dróżką. Szybko starałam się zatrzymać rękę jednocześnie przekręcając rękę, żeby ostrze go nie zraniło. Ostatecznie tylko lekko go uderzyłam palcami a sama upadłam na ziemię, jednak szybko się podniosłam, złapałam za nożyk i odeszłam kilka kroków. Nieostrzeżenie do klatki schodowej wszedł facet w czarnym płaszczu. Teraz pamiętam to ci dwaj na których wpadłam przed chwilą.
- Czy nic paniczowi się nie stało? - zapytał się, lecz w jego głosie nie było słychać zmartwienia - następnym razem proszę uważać bo panienka może przez przypadek kogoś zranić - powiedział zwracając się w moją stronę
-  Nic mi nie jest - odpowiedział chłopiec w czarno niebieskim meloniku - nie zadaj głupich pytań
- Ależ pana bezpieczeństwo jest najważniejsze i to oczywiste, że będę się pytał o takie rzeczy
- grr...
Nie wiedziałam co się dzieje, kim oni są i czego chcą ode mnie. Nie mogę uciec na górę, bo potem nie będę miała dokąd uciec, bez chwili namysłu ruszyłam pełną parą przez drzwi an dwór i zaczęłam biec w stronę mostu. Tuż za nim rozciąga się ciemny i długi las, tak to tam się schowam, przecież nie znajdą mnie w tych ciemnościach.
- Sebastian łap ją! - powiedział cicho chłopak bez żadnych uczuć w głosie
Te słowa były tak ciche, lecz usłyszałam je. Wystraszona zaczęłam biec coraz szybciej zaciskając w dłoni mały metalowy scyzoryk. Przebiegłam przez długi kołyszący się most i biegłam w stronę wielkiego lasu. Zanim wbiegłam na moje nieszczęście potknęłam się o korzeń. Zawsze tak mam, w najważniejszych momentach muszę coś spartolić, nienawidzę mojego "szczęścia".
- Przepraszam?
Usłyszawszy głos za mną od razu szybko wstałam z rozwalonym i startym kolanem oraz zamachnęłam się i moją jedyną bronią wycelowałam w osobę za mną. Poczułam ucisk na moim nadgarstku. Tak mocno go ścisnął, że wypuściłam scyzoryk i nie mogłam ruszyć dłonią. Teraz mogłam dokładniej się przyjrzeć nieznajomemu. Miał czarne włosy, które świeciły się w blasku księżyca, ubrany cały na czarno w rozpięty płaszcz a pod nim frak, był bardzo wysoki i miał elegancką postawę. Pomyślałam, że musi być jakimś lokajem. Miał piękny i zniewalający uśmiech, przez który każda kobieta mogłaby paść na kolana, lecz na mnie nie podziałał, byłam zbyt przerażona. Uśmiech może i był piękny ale miał w sobie coś strasznego. Po chwili podbiegł zdyszany małolat, zupełnie jak po pięćdziesięcio-kilometrowym maratonie.
- Mógłbyś na mnie poczekać a nie muszę cię gonić nie wiadomo ile! - zdenerwowany wykrzyczał na kamerdynera
- Przecież panicz sam kazał mi złapać tą dziewczynę - odpowiedział z uśmieszkiem jakby wogóle go to nie zdenerwowało
- Pójdziesz z nami - pewny siebie powiedział do mnie, jakby to miał być rozkaz i oczekiwał, że go wykonam
-NIE! - krzyknęłam zdyszana, o ile to był krzyk.
Przez zmęczenie nie miałam sił stać, padłam na kolana i tak siedziałam. Lokaj dalej trzymał moją rękę, jedyne co zrobił to tylko rozluźnił uścisk. Kręciło mi się w głowie i myślałam, że zaraz zemdleję. Co się ze mną stanie? Co oni mi zrobią? Gdzie pójdę? Te pytania cały czas wirowały mi w głowie i nie mogłam myśleć o niczym innym. Boje się! Całe ciało mi się trzęsie a oczy nie mają zamairu przestać ronić łzy. Już nie zwracałam uwagi na nic. Wiedziałam, że tak będzie, ale gdziekolwiek by mnie nie zabrali, cokolwiek by mi nie zrobili, ja i tak uciek...


Hmm.. Co się stało? No tak, zemdlałam. Gdzie ja jestem? Ale ładnie pachnie. Poderwałąm się nagle do góry już cała obudzona. Jestem na dworze, księżyc bije po oczach,a ja siedzę na "barana" na plecach tego kamerdynera. Trochę się zarumieniłam i miło się zrobiło. Obok nas idzie dzieciak w meloniku. Widzę jakiś wielki budynek, to jest XIX wieczna posiadłość angielska, uczyłam się na historii. Co ze mną zrobią? BOJE SIĘ!
- Obudziłaś się? - powiedział spokojnym głosem czarnowłosy facet
Nie miałam siły aby cokolwiek powiedzieć, po prostu położyłam głowę na jego plecach, zamknęłam oczy i zaczęłam się zsuwać na ziemię. Znowu straciłam przytomność. Obudziłam się w gigantycznym pokoju leżąc na wielkim i miękkim łożu otulona ciepłą kołdrą. Co to za uczucie, pierwszy raz w życiu czuję taki spokój, od dawna nie było mi tak przyjemnie. Jest ciepło i przytulnie, w powietrzu unosi się lekki zapach róż a paląca się świeca nadaje cudną atmosferę. Za oknem już powoli zaczynało świtać a wróble nie przestawały śpiewać. Nagle drzwi do pokoju się otworzyły głośno przy tym skrzypiąc. Do pomieszczenia wszedł kamerdyner wraz z małych chłopcem. Mężczyzna w czerni lekko się do mnie uśmiechał, lecz przez te wszystkie lata bez względu na to jak ktoś się prezentuję potrafię odczytać jego humor, to nie był miły uśmiech lecz wymuszony. Natomiast chłopak ubrany w niebieską koszulę i spodenki wraz z czarnymi podkolanówkami i butami na obcasie oraz opaską na oku jak u pirata nie wykazywał żadnych emocji, tylko stał z grymasem na twarzy.
- Nazywam się Ciel Phantomhive i jestem właścicielem tej posiadłości a to mój lokaj Sebastian Michaelis - dumnie powiedział - A ty jak się nazywasz - był tak poważny, że aż śmieszny
Milczałam i spuściłam na dół głowę. Nie chciałam nikomu mówić o sobie, ludzie to przebiegłe kreatury, które tylko czekają aby cie wdeptać w ziemię. Już dawno postanowiłam, że nikomu więcej nie zaufam... nikomu. Przeżyłam tyle, że wiem jak okrutne i straszne potrafi być życie.
- Jak się nazywasz?! - krzyknął wkurzony
- Paniczu, chyba nie ma ochoty odpowiadać, zostawmy to na razie - lokaj odpowiedział miłym głosem
- Sebastian zajmij się tym a ja wrócę do mojego pokoju, nie spałem prawie całą noc
- Tak, paniczu
Kamerdyner powoli zbliżył się do mnie i uśmiechając się uklęknął przed łożem. Położył rękę na mojej głowie i rozczochrał mi włosy. Patrzałam się na niego ze zdziwieniem i ze strachem w oczach, a on się tylko uśmiechał i powiedział, że nie mam się czego obawiać. Po chwili wyciągnął mnie z łóżka, przerzucił przez ramię jak worek kartofli i wyniósł z pokoju. Zaczęłam się wiercić i próbować uwolnić, lecz złapał mnie tak, żebym nie mogła nic zrobić. Po chwili weszliśmy do gigantycznego pomieszczenia, jeszcze większego niż sypialnia. Oświetlenie raziło po oczach a biel ścian nie dawała spokoju. To była łazienka. Po chwili postawił mnie na zimnej podłodze, położył ubrania na krześle i z uśmiechem powiedział:
- Proszę wziąć gorącą kąpiel i ubrać się w te ciuchy co tutaj położyłem
I tak wyszedł. Na ścianie wisiało olbrzymie lustro. Spojrzałam w nie i padłam z przerażenia, TO NAPRAWDĘ JA!! Z tego wszystkiego zupełnie zapomniałam ja wyglądam, Cała brudna, ubłocona w zakrwawionych ubraniach. Pozlepiane i poskręcane włosy idealnie pasowały do spierzchniętych ust i zdartego nosa. Musze ściąć grzywkę ponieważ jest już za długa i spada na bok a nie na czoło i widać moją ranę. A co mi tam i tak muszę się w końcu wykąpać a tego brudu. Rozebrałam się i stanęłam przed lustrem. Czy już zawsze przeszłość będzie za mną szła?! Na ciele od głowy do stóp, z przodu, z tyłu i z boku miałam wyryte okropne blizny, od małych kresek poprzez różne znaki do wielkich i okropnych napisów, nie licząc nowych ran, których liczba z każdym dniem się powiększa. To one mi przypominają o świecie i o "tych" wydarzeniach przed którymi nie mogę uciec. Nienawidzę przez to swojego ciała i nie chcę na nie patrzeć a tym bardziej nie pozwolę, żeby ktoś to zobaczył. 



Weszłam do wanny pełnej gorącej pieniącej się i pachnącej różami wody. Jak miło, ile to już minęło od kiedy ostatni raz miałam okazję wykąpać się w takich warunkach... tak to było dwa lata temu, zanim zostałam zmuszona aby opuścić dom. Nie zwracając już na nic uwagi zaczęłam się w spokoju myć. Ciężko mi było wstać, bo wszystkie kości i mięśnie nie dawały mi spokoju, a o głowie już nie wspomnę. Gdy tylko udało mi się wypełznąć na ląd od razu owinęłam się ręcznikiem i zaczęłam wycierać włosy. Przyjemnie tak się umyć z brudu i niczym nie przejmować. Usiadłam na małym stołku przed szafką z lustrem, uczesałam włosy i chwyciłam za leżące w szufladzie nożyczki. (Ciaaaaach) Bez zastanowienia z pewnością siebie podcięłam grzywkę. Jeszcze raz uczesałam włosy i wzięłam się za ich suszenie. Były bardzo miękkie i puszyste. Ubrałam ciuchy zostawione przez Sebastiana... chyba tak się nazywał. Były wśród nich czarne spodnie przypominające leginsy bądź rajstopy, czarne proste botki oraz pomarańczowa sukienka z długim rękawem i czarnym paskiem sięgająca kawałek za kolana. Jak ja nie lubiłam tego koloru, już nawet nie pamiętam dlaczego, choć kiedyś wiedziałam. Pomimo nieznania powodu, nienawiść została. Wyglądałam strasznie dziwnie w sukience, nigdy nie lubiłam ich nosić,  może raczej nie miałam okazji, a wygodniej jest w dżinsach i bluzie. 
(Puk.puk) Nagle ktoś zapukał do drzwi, a po chwili usłyszałam głos.
- Wchodzę - to był ten lokaj, miał ze sobą kilka plastrów
Podszedł do mnie i nic nie mówiąc przykleił mi jeden z nich na ranę na nosie a drugim obkleił palec u ręki, z którego lekkim strumykiem leciała krew.
- Musisz bardziej o siebie dbać w końcu jesteś dziewczyną, nie możesz sobie pozwolić na jakiekolwiek rany na ciele
Powiedział jakby mu na tym naprawdę zależało, lecz to był tylko ton głosu i uśmiech. Każdy może oszukać słowami, ludzie są łatwowierni, to dlatego często wpadają w pułapki. tego nauczyło mnie doświadczenie. Nie ufaj nikomu, nie wież w ani jedno słowo, bądź zawsze krok przed innymi, wolno ufać tylko sobie i nikomu innemu. Jedyną rzeczą, której można wierzyć są oczy, tylko one powiedzą prawdę. Dzięki przeszłości potrafię rozpoznać uczucia ludzi, nawet pomimo kłamstw i postawy ciała.
Sebastian kazał mi iść za sobą. Nie wiedziałam co chce ale poszłam. Weszliśmy do dużego pokoju z brązowymi tapetami i jednym wielkim biurkiem na środku przy którym siedział chłopak w opasce.
- Nie masz się o co martwić, nic ci nie zrobimy - powiedział łagodnym tonem i podał mi kawałek ciasta - Więc... jak się nazywasz?? 
Milczałam, nie chciałam z nikim rozmawiać, marzyłam jedynie o tym, aby uciec gdzieś gdzie byłabym sama. 
- Powiedz coś... cokolwiek, halo! Mówię do ciebie.
Jakie utrapienie, zamknij się już i zostaw mnie w spokoju.
- Zamknij się już, rozumiem, tylko daj mi już spokój - powiedziałam wkurzona bo na krzyk już nie miałam siły a chłopak wraz z lokajem aż podskoczyli z wrażenia - też umiem mówić. Jesteś Ciel tak a to twój kamerdyner Sebastian? Mówiłeś, że jesteś Hrabią tej posiadłości, ile ty masz w ogóle lat? 
- Nie musisz się tak wrednie odzywać i się uspokój trochę, chcemy tylko pogadać. Więc skoro się już odezwałaś to jak się nazywasz?
- Jestem... Kate, a przynajmniej możecie tak na mnie mówić
- A nazwisko?
- Nic więcej nie powiem, czego ode nie chcecie?
- Mieliśmy się tobą "zająć" z rozkazu Królowej.
- KRÓLOWEJ!! 
Czego ona może ode mnie chcieć i przede wszystkim czemu ode mnie?? Jeszcze mnie ściąć każe.
- Panienko, już proszę się uspokoić, Królowa chce się z tobą widzieć niedługo - odpowiedział Sebastian obejmując mnie w pasie i łapiąc za rękę. 
Każda dziewczyna by się chyba rozpłynęła w takiej sytuacji, gdyż sprawia wrażenie miłego i jest zabójczo przystojny, lecz na mnie to nie zrobiło wrażenia. Nie wiem czemu, po prostu "te" wydarzenia tak na mnie wpłynęły, czasami mam wszystko gdzieś i nie okazuje emocji... a raczej nie mogę ich okazać ponieważ nic nie czuję. Szybko się wyszarpnęłam i stanęłam obok.
- Co Królowa może ode mnie chcieć - zapytałam się z irytacją w głosie
- Sam nie wiem, po prostu mamy cię do niej zabrać - odpowiedział Ciel ze zmęczeniem
- Pewnie jest panienka głodna zapraszam na śniadanie. 
Po tych słowach zaprowadził mnie i Ciela do jadalni. Po drodze w holu było wielkie okno. Wyjrzałam przez nie i spostrzegłam przepiękny ciągnący się obraz pól i lasów a przede wszystkim błękitnego nieba, na którym świeciło jaskrawe słońce. Już dawno zapomniałam jak wygląda świat, mam do nadrobienia wiele rzeczy.