sobota, 25 lipca 2015

Rozdział 4

Witam wszystkich ^^ Przepraszam, za tak długą nieobecność, rozdział 5 postaram się wstawić jak najszybciej a zwłaszcza, że mam trochę czasu i  napad weny :-D Miłego czytania
~~*~~*~~
       
    
 W pewien słoneczny, wakacyjny dzień trzy młode dziewczynki, a dokładniej trzecio, czwarto i piątoklasistka, podczas odpoczywania na plaży odebrały telefon.
     - Musimy wracać, znowu coś chce – oznajmiła najstarsza z sióstr
Rodzeństwo wyruszyło w drogę powrotną do „domu”. Po dotarciu do starej, obtartej kamienicy, otworzyły drzwi z nadzieją, że ta „prośba” to nic wielkiego. Niestety, myliły się. Nikt ich niczego nie nauczył, wszystko co umiały i posiadały, było zasługą ich ciężkiej pracy i wysiłku. Nic nieświadome małolaty weszły do ciemnego pomieszczenia, przepełnionego nietrzeźwymi znajomymi swojego wuja oraz nieprzyjemnym zapachem alkoholu i papierosów. Pokój był zakurzony, a na podłodze walały się miliony muszek po piwie. Po chwili najmłodsze dziewczę zapytało się: „Co chcieliście”. Niestety nie dostały żadnej odpowiedzi. W zamian za to, wszyscy faceci wstali oraz otoczyli nieświadome dalszych zdarzeń dziewczynki. Patrzyli się na nie głodnym wzrokiem, zbliżając się do nich. – Wasz kochany wujaszek pozwolił nam się wami zająć. – Tak się zaczęła najgorsza noc w ich życiu.
 
 
~~*~~*~~
 
 
      Mój dziadek był zakręconym, ale bardzo mądrym człowiekiem. Do dzisiaj pamiętam jego każde słowo. „Jeśli nie walczysz o to czego pragniesz, to nie masz prawa płakać, że tego nie masz”. Jeżeli to ma być prawda, to niech mi ktoś powie, dlaczego skoro walczę o wolność, to jej nie posiadam. Mieszkam w tej cudnej posiadłości, ale nie mogę tego nazwać „wolnością”. Jestem uwiązana na niewidzialnym łańcuchu przeszłości. Tak bardzo pragnę naprawić błędy, tylko nie mam na to okazji.
     Dzisiejszego, pochmurnego oraz zimnego poranka, po raz kolejny otworzyłam oczy i po raz kolejny miałam w nich łzy. Pierwsze co ujrzałam to czarna, zamazana postać stojąca nade mną. To był kamerdyner tego domu. Gwałtownie podniosłam się i przetarłam oczy śnieżnobiałą koszulą w której spałam.
     - Zły sen? – zapytał lokaj klękając obok mnie. Podając chusteczkę dodał – przyszedłem zamknąć okno z powodu mrozu, lecz zobaczyłem, że masz jakiś koszmar.
     - Tak, znowu to samo – odpowiedziałam, siedząc na łożu, wzięłam ręce do tyłu i oparłam się na nich, a pusty wzrok skierowałam przed siebie.
     - Znowu? To znaczy, że codziennie śni ci się ten sam sen? – zapytał ze zdziwieniem
     - Bardziej horror niż koszmar i nie ten sam, za każdym razem inny, ale nie ma się czym przejmować. – Wstałam i podeszłam do szafy wybrać ciuchy. Te sny powoli mnie wykańczały, każdy z nich był inny lecz treść miał tą samą: moja przeszłość. Był to temat, którego nienawidziłam najmocniej na świecie.
     - Naprawdę wszystko w porządku? – zapytał się jeszcze raz dla pewności.
      - Tak wszystko w porządku, nie chcę być dla kogoś ciężarem – oznajmiłam wyciągając skromną, beżową sukienkę – Nadal nie rozumiem po co mnie tu trzymacie. – Nie zważając na mężczyznę zaczęłam się ubierać. Nie wiedziałam dlaczego są dla mnie tacy mili. Nie chciałam wiedzieć, ponieważ z doświadczenia wiem, że to nie wróży nic dobrego. Zawsze tak się zaczyna, a potem koszmarnie kończy.
     - Królowa tak rozkazała, a poza tym możesz nam pomóc w pewnej sprawie a my zapewniamy ci dach nad głową i jedzenie – odpowiedział
     - Jakiej sprawie? – zapytałam bez żadnych emocji, było mi to obojętne, gdyż się przyzwyczaiłam do tego, że każdy mnie wykorzystuje.
     - Wszystkiego się dzisiaj dowiesz – powiedział – zrobiłaś się bardziej rozmowna, nie sądzisz
     - Nie zrobiłam, od zawsze taka byłam, tylko to zależy od tego z kim jestem – odpowiedziałam rzucając się z powrotem na łóżko i spojrzałam w sufit. Oni nic o mnie nie wiedzą. W rzeczywistości jestem wesoła, energiczna i gadatliwa, lecz ostatnio nie mam powodów żeby taka być. Wręcz przeciwnie, wszystko i wszyscy sprawiają żebym zamknęła się w sobie i z nikim nie rozmawiała. To nie jest takie łatwe, chcę mieć choć jedną osobę której mogę się zwierzyć. Nigdy takiej nie znajdę, prędzej czy później i tak mnie zdradzą i oszukają. Sebastian jest całkiem przystojny i miły, chociaż to drugie może być tylko iluzją. Byłby idealnym chłopakiem… haha o czym ja w ogóle myślę. Co mi jest? Czasami rozmyślam, że mogłabym mu zaufać i powiedzieć wszystko, ale boje się zdrady. Ale co mi szkodzi, najwyżej znowu będę zmuszona uciekać. Przecież nie zostało mi już nic. Nie mam domu, rodziny, przyjaciół… honor też mi zabrano. Nie mam co stracić. Zaryzykuję i powiem wszystko... Jak na razie poczekam, opowiem wszystko jak nadarzy się okazja.
     - To znaczy, że nie możesz mi jeszcze zaufać – zapytał oczekując pozytywnej odpowiedzi
     - Nie wiem, od dawna uważam, że nie mogę nikomu ufać, a ostatnie dwa lata tylko potwierdziły to – oznajmiłam wstając z łózka i poprawiając sukienkę do kolan przewiązaną brązowym pasem. Na nogach miałam botki w kolorze kasztanu, a włosy przewiązane wstążką w tym samym odcieniu. – Myślałam już o tym, ale może spróbuję wam zaufać, chociaż nie wiem co z tego wyniknie, lecz nie zaszkodzi spróbować. Z drugiej strony dostałam nauczkę i to kilkanaście razy aż w końcu nie wiem co mam robić.
     - Może spróbowałabyś zobaczyć jak się sprawy potoczą, a następnie zdecydujesz co robić – poradził uśmiechnięty lokaj. Otworzył drzwi prowadzące na korytarz i zaprosił mnie na śniadanie. Lekko wzdychłam, uniosłam uśmiechnięty wzrok na niego i odpowiedziałam – spróbuję.
 
 
~~*~~*~~
 
 
     Po skończonym śniadaniu Ciel wrócił do swojego gabinetu wraz z Sebastianem, a ja poszłam pozwiedzać ogród.
     - I czego się o niej dowiedziałeś? – zapytał zirytowany chłopak z opaską na oku.
     - Jeszcze nic – odpowiedział kamerdyner jakby nic się nie stało.
     - Kazałem ci się wszystkiego o niej dowiedzieć – wykrzyczał wkurzony małolat – Nic o niej nie wiemy. Nawet jeśli to był rozkaz królowej, to nie możemy mieszkać pod jednym dachem z osobą wziętą z nie wiadomo skąd. Kamerdyner skinął tylko głową, a po chwili podał ciasto cytrynowe. – Nie wiemy skąd jest, nie wiemy kim jest, nie wiemy ile ma lat ani jak się naprawdę nazywa, biorąc pod uwagę jak się przedstwaiała, mogę to bez problemu wywnioskować.
     - A ja mogę potwierdzić, że nie jest osobą podobną do mnie, jest zwykłym człowiekiem. – Po długiej przemowie hrabi w końcu zabrzmiał głos lokaja. – Nie będzie łatwo zdobyć informacje, ona nie ufa nikomu. Możliwe, że jest podobna do panicza, mogła przechodzić przez jeszcze gorsze rzeczy. Postaram się przekonać ją do mnie, lecz to będzie trudne – dodał zabierając talerz po skończonym posiłku.
     - Mam nadzieję. – Ciel przystanął przy oknie spoglądając na podwórze. – Spójrz, niezła jest. – Na samym szczycie drzewa siedziała Katie próbując coś dosięgnąć – Nie ma nic do niej, ale nie chciałbym mieszkać pod jednym dachem z mordercą. Skoro ona ci nic nie powie, to rozkazuję ci poszukać wiadomości o niej, a jeśli nic to nie da, to masz się wszystkiego dowiedzieć od niej samej. Sposób w jaki to zrobisz już mnie nie obchodzi.
     - Yes, my lord
 
    - I jeszcze jedno – dopowiedział granatowo włosy – Powierzyłem tobie opiekę nad Katie, więc dlaczego jeszcze tu stoisz – powiedział  obracając głowę w stronę sługi.
      - Czyli panicz też ma swoją dobrą stronę – odpowiedział czarnowłosy mając przy tym niezły ubaw.
      - Haa…  Jeśli spadnie z tego drzewa i cos sobie złamie to narobi nam wiele kłopotów – odpowiedział oburzony.
 
 
~~*~~*~~
 
Piętnaście minut wcześniej…
 
     Nie mając nic ciekawego do robienia, udałam się do ogrodu. Nie było w nim nic oprócz błota oraz bezlistnych drzew i krzewów, jak na tą porę roku przystało. Ubrałam czarny płaszcz, który trzymałam w ręce i usiadłam na ławce. Horyzont w oddali zasłaniał długi i ciemny las,  przed nim znajdowała się mokra trawa, więc nie było mowy przechadzce. Słońca nadal nie było widać. Zaczęłam rozmyślać nad swoim życiem i tym co powinnam zrobić. Pomimo tego, że wymyślałam najlepsze plany jakie kiedykolwiek stworzono, a rozwiązanie zagadki potrafiłam znaleźć w pięć minut. Jednak tym razem nie miałam żadnego pomysłu. Dłonie schowałam do kieszeni, a głowę odchyliłam do tyłu kładąc na oparcie. Zamknęłam oczy. Pokazywały mi się obrazy przyjaciół i znajomych z jednostki, do której należałam. Nie było mnie tam prawie dwa lata, zarówno szefostwo jak i podopieczni pewnie już nie żyją, ale kto wie. Mam nadzieję, że nic im nie jest…
      - Aaaaa! – Zerwałam się nagle na nogi, obejrzałam dookoła i pobiegłam za krzyczącym głosem. Co się znowu dzieje. Dobiegłam na placyk przed drzwiami  posiadłości, prowadzących do kuchni. Na Sznurkach suszyło się pranie, a koło wielkiego drzewa stała zakłopotana Mey-rin. – Co się stało? – zapytałam spokojnie, chociaż w środku byłam wkurzona, żeby tak człowieka wystraszyć.
      - A, to pani! – powiedziała głośno jakby nie widziała, że do niej podchodzę. – Wieszałam pranie i nagle… 
     - Wiatr porwał koszulę i utknęła na drzewie… tak było – skończyłam mówić za nią oraz opuściłam wzdychająco głowę. – Masz, potrzymaj. – Zdjęłam płaszcz i podałam pokojówce.
     - Co panienka zamierza zrobić – powiedziała z zakłopotaniem wymachując rękami.
      - Jak to co? – odpowiedziałam z lekkim zdziwieniem – Idę ją zdjąć.
      - Nie może panienka! To nie jest zajęcie dla dziewczyny, jeszcze spadniesz i sobie coś zrobisz
      - Spokojnie, nie musisz krzyczeć, nic mi nie będzie. Miliony razy wchodziłam na większe rzeczy – odpowiedziałam będąc w połowie drogi na szczyt. – I jeszcze jedno, nie jestem panienka tylko Katie, możesz to przekazać pozostałym? – zapytałam, na co bordowo włosa przytakująco kiwnęła. Jeszcze trochę i ją dosięgnę. Wystające patyki przeszkadzały w dotarciu do celu. Jeszcze trochę… Tak mam. Po chwili gałąź na której stałam, ugięła się i poleciałam na dół.
     - Aaaaa! Katie! – Pokojówka wykrzyczała najgłośniej jak się dało. Gdy otworzyłam oczy wisiałam, trzymając się niższej gałęzi. Na ziemi obok czekał już Sebastian, przygotowany do złapania mnie. Musiał się zdziwić, że w ostatniej chwili zdążyłam się złapać. Mey-rin ma bardzo donośny głos. Czemu spadając nie wydałam z siebie żadnego dźwięku… a już wiem, to dlatego, że przyzwyczaiłam się do zachowania ciszy w takich sytuacjach.  Po chwili odezwał się kamerdyner – Dlaczego weszłaś tak wysoko, mogłaś zginąć – Podszedł do mnie i próbował mnie ściągnąć, lecz zanim jego dłoń zbliżyła się, ja już zdążyłam odepchnąć się od pnia i zeskoczyć na dół.
     - Chciałam tylko zdjąć koszulę z drzewa – powiedziałam cichym wzrokiem udając, że jestem obrażona.
     - Następnym razem zawołajcie mnie dobrze. – Lokaj westchnął bezsilnie. – Proszę Mey-rin, idź i dokończ swoją pracę – powiedział podając biały materiał pokojówce. Dziewczyna w okularach zrobiła się cala czerwona i od razu pobiegła nie mogąc wydusić z siebie ani jednego słowa. – Katie – Gdy tylko wypowiedział te słowa, wiedziałam, żeby się już nie odzywać. Był strasznie zły, mogłam to wywnioskować z jego twarzy. – Co ty sobie myślisz, a jeśli by ci się coś stało. – Odwróciłam się, lepiej nie będę nic mówić, jeszcze pogorszę sprawę. – Masz więcej nie robić takich rzeczy rozumiesz? – Ach zamknij się już, nie potrzebuję niańki. Chciałabym to powiedzieć, ale nie będę ryzykować
     - Tak rozumiem, już nie będę – odpowiedziałam cicho, zaciskając zęby.
     - Powinniśmy już wracać, zaraz podam obiad
      - Yhym – przytaknęłam i ruszyłam przed siebie
 
     Gdy wchodziliśmy do posiadłości, zobaczyłam jadący powóz. Spoglądałam to na Sebastiana, to na pojazd. Lokaj uśmiechnął się i zszedł na dół. Z bryczki wyszedł zadowolony mężczyzna w białym garniturze i podał mu jakiś list.
     - O witam panienkę. Nazywam się Grey Charles i jestem kamerdynerem królowej.  – Podbiegł do mnie i znienacka pocałował moją dłoń – Mogę poznać panienki godność?
     - A, ach tak, może pan do mnie mówić Katie – powiedziałam z wymuszonym uśmiechem.
     - Jakie ładne imię. Chciałabyś się ze mną przejechać… - W tym momencie przerwał mu facet  w czerni, łapiąc mnie za rękę i odsuwając od niego. – Wybacz ale musimy odmówić, właśnie kierowaliśmy się na posiłek – mężczyźni spojrzeli na siebie złowrogo, po czym białowłosy dodał – Może innym razem. – Po tych słowach udał się do wozu i odjechał
Pieprzony podrywacz. Skrzywiłam się i weszłam do domu. – A właśnie, Sebastian co to za koperta? – zapytałam z ciekawością.
     - List od królowej – odpowiedział spoglądając na biały papier.
     - Od królowej? Po co? – Nie wiem po co pytałam. Nie było to spowodowane ciekawością. Chciałam zmusić siebie, żeby mu zaufać. Dlaczego to robię? Po co? Te pytania krążą mi po głowie od śmierci dziadka. Tak bardzo chcę poznać odpowiedź.
     - Panicz jest tak zwanym „kundlem królowej” kimś w rodzaju podwładnego. Jeśli coś ją martwi to kieruję się do niego z rozkazem o załatwienie sprawy. Panicz musi je pilnie wykonać, a następnie złożyć raport. Czasami trzeba zwyczajnie coś sprawdzić, a za drugim razem chodzi o zabójstwo. – Kamerdyner rozpoczął wszystko powoli i dokładnie wyjaśniać. – W tej misji tez weźmiesz udział.
     - E? Co? Czemu ja? – odpowiedziałam zniechęcona.
     - Nie bądź taka zdziwiona, już ci wcześniej to mówiliśmy. Nie musisz się martwić, zawsze bronię i ratuję panicza z opresji. Jedna osoba więcej nie robi różnicy. To jak, pomożesz?
     - A mam inne wyjście – oznajmiłam wzdychając.
     - Niestety nie.
 
 
~~*~~*~~
 
 
     Po skończonym posiłku, Ciel zaprosił mnie i Sebastiana do gabinetu w celu opowiedzenia szczegółów misji. – Kolejne problematyczne zadanie, a właściwie dwa… – chłopak z opaską rozpoczął rozmowę, a my uważnie słuchaliśmy. – Z pierwszym z nich szybko sobie poradzimy bez problemu. Ja i Sebastian załatwimy to sami w następny piątek. Natomiast to drugie nie będzie łatwe, i może trochę potrwać. Za dwa tygodnie wyruszamy do…
 
 
Ciąg dalszy nastąpi

niedziela, 3 maja 2015

Rozdział 3

Witajcie ^^ Wybaczcie, że nie dodawałam nic szybciej, ale brakuje mi czasu. Już nigdy w życiu nie użyje tabulatora ;-; Wklejam cały tekst i powiększam, a tu akapity na koniec linijki, potem coś mi się przestawiło i zamiast poprawić jedną literę, to usuwało cały wyraz. Wkleiłam wszystko powiększone z powrotem do worda i poprawiam, a tu nagle mi się ekran powiększa i zamiast zmniejszyć usunęło połowę tekstu -,- I tym sposobem robiłam korektę przez jakieś 2h. Więc przepraszam, że tak późno.  Nie wiem co więcej napisać więc powierzam wam rozdział 3 i proszę ;-; nie bijcie na błędy, a zwłaszcza za przecinki.
Tak więc miłego czytania ;-)


---------------------------------------------------------------------------


„Moje życzenia są piękne jak marzenia,
lecz moje marzenia są nie do spełnienia”

     Pod ścianą, w ciemnym i zimnym pomieszczeniu leżała mała, poobijana  dziewczynka. Z jej rany sączyła się krew, a z oczu ciekły łzy. Obok niej leżała druga, a przed drzwiami trzecia. Wszystkie były mocno pobite i poranione. Nie licząc na jakąkolwiek pomoc z zewnątrz, mogły tylko czekać na dalszy ciąg wydarzeń. Pomimo bólu, żadna z nich nie wydała najcichszego dźwięku. Po pewnym czasie, do środka wszedł wysoki, upity mężczyzna. Był łysy, umięśniony i miał czarną długą brodę, co sprawiało, że przypominał pirata.
     - Od teraz – powiedział – ja się wami zaopiekuję. – Głos mężczyzny był przerażający, a od patrzenia na jego twarz, aż chciało się płakać.
     W moją dziesiątą wiosnę, ubrana w czarną sukienkę, trzymająca wianek w ręku, płakałam. Stałam nad grobem jednej z osób, które kochałam. – Dziadku, wróć!
     - Uśmiechaj się. Cokolwiek by się nie działo, zawsze się uśmiechaj.
~~~*~~*~~
     Do Londynu dojechaliśmy dwie godziny przed czasem. Pogoda nawet w najmniejszym stopniu się nie poprawiła i wyglądało na to, że nie ma zamiaru. Ubrana w piękną fiołkową suknię z bufiastymi rękawami i złotymi dodatkami, w butach na wysokim obcasie o tym samym kolorze, podałam rękę lokajowi, który chciał mi pomóc wyjść z powozu. Ciel odziany w czarny, odświętny strój, patrzał na pobliski sklep, a kamerdyner wcale nie gorzej wystrojony, czekał na dalsze rozkazy.
     - Muszę załatwić kilka spraw z Yardem, a wy róbcie sobie co tam chcecie – powiedział hrabia, ruszając w stronę centrum.
     - Zatem, może i my byśmy się gdzieś przeszli – zapytał kamerdyner, wystawiając dłoń w moją stronę oraz lekko się schylając.
     - Możemy – odpowiedziałam. Zupełnie go ignorując ruszyłam w stronę dużego mostu prowadzącego do parku. Tuż za mną, szybkim krokiem szedł Sebastian niosący mój płaszcz. – Proszę to założyć, bo się panienka rozchoruje, a tego oboje byśmy nie chcieli. – Założyłam go i ruszyłam dalej.
Tak naprawdę bałam się spotkania z królową. Nie znałam jej prawdziwych zamiarów, ani nie wiedziałam co chce mi zrobić. Mówili, że wszystko będzie dobrze. Jedyna rzecz jakiej mogłam być pewna, było to, że ludzie kłamią kiedy tylko mogą. Nie potrafię im ufać.
Zatrzymałam się na pomoście i wpatrując w rwistą rzekę, oglądałam swoje odbicie. Dzisiaj wyglądałam zupełnie inaczej. Brak worów pod oczami, twarz w odcieniu brzoskwini, czarny kontur oczu i długie pomalowane rzęsy, idealnie podkreślała grzywka spuszczona na czoło, oraz kok spięty na czubku głowy. Usta przybrały kolor lekkiego różu. Niespodziewanie podszedł do mnie Sebastian. Łapiąc mnie za podbródek, zmusił abym podniosła głowę.
W tej chwili kamerdyner delikatnie przesunął palcem po moich ustach. NIE DOTYKAJ MNIE! Szybko odrzuciłam jego rękę i się odsunęłam. – Trochę się panience pomadka rozmazała – odpowiedział, lekko przy tym chichocząc. Zmarszczyłam brwi udając obrażoną i ruszyłam wzdłuż ścieżki, prowadzącej przez park do miasta. Czarnowłosy podążał za mną. AŁA! Upadłam na poniszczony chodnik. To wszystko przez te szpilki. Nigdy nie umiałam chodzić na wysokim obcasie. Bolała mnie kostka, ale dało się żyć. Przecież nie umrę od tego.
 – Czy wszystko w porządku? – zapytał się ze zmartwieniem. Podniósł mnie i otrzepał zakurzoną kreację. – Jest panienka bardzo niezdarna jak na swój wiek. – Usłyszawszy te słowa coś we mnie zadrżało. Nie mam tyle lat ile uważasz. Jestem odrobinę starsza niż wyglądam. Ale to bez znaczenia,  w razie czego, będę miała się czym bronić. Ze spuszczoną głową poszłam w stronę powozu. Anie razu nie spojrzałam się na twarz kamerdynera. Po drodze mijaliśmy wiele sklepów z pięknymi strojami, lecz moją uwagę przykuła cudowna fioletowa sukienka sięgająca do kolan. Miała liczne drapowania oraz mnóstwo czarnych koronek i dodatków. W komplecie z nią były ciemne, wiązane buty na koturnie i opaska na szyję z czarną różą. Od zawsze, chociaż raz, chciałam przymierzyć takie cudo, lecz w moim świecie już dawno przeminęła moda na te rzeczy, a poza tym, to nie mój styl.
     - Zainteresowała panienkę któraś z sukni? Jeśli tak to jestem pewny, że panicz nie będzie zły, jeśli kupimy jakąś. – powiedział ze spokojem i zaciekawieniem. Stanął obok mnie i też spoglądał w głąb kolorowego i błyszczącego sklepu. – Odrobinę się panienka zamyśliła. Wejdźmy do środka i obejrzyjmy je.
      - Nie trzeba. – Uśmiechnęłam się w jego stronę i poszłam do powozu. Mężczyzna ruszył za mną.
      - Ale jest panienka pewna? Z mojego punktu widzenia, muszę powiedzieć, że naprawdę oczarował panienkę jeden z ubiorów. Potrafiłem dostrzec blask w pani oczach – odpowiedział lokaj wpatrując się we mnie ze zmartwionym wyrazem twarzy.
      - NIE CHCE ŻADNEJ Z NICH! – krzyknęłam cała w nerwach i przyśpieszyłam kroku. – I ciągle tylko panienka i panienka. Nie mów tak do mnie, nie jestem nią. Zwracaj się do mnie imieniem lub czymkolwiek chcesz ale nie panienka. – dokończyłam wkurzona po chwili.
      - Jestem zwyczajnym lokajem, nie mam prawa nazywać tak osoby z wyższych sfer – odpowiedział zdziwiony.
      - Z WYŻSZYCH SFER!? – wykrzyczałam zdenerwowana do granic możliwości – skąd wiesz że jestem szlachcianką czy kimś tego rodzaju!? Mogę być córką jakiegoś starego i zniedołężniałego chłopa! – Kamerdyner otworzył szerzej powieki ze zdziwienia i spojrzał się na mnie jakbym powiedziała coś niestworzonego. – Skoro tak ci to przeszkadza to będę się zwracał do ciebie po imieniu.
Głos cały mi drżał. Nie wiem czemu ale jak tylko mówię „moje imię” albo cokolwiek podobnego, cała się trzęsę i chce mi się płakać. Ledwo powstrzymałam się od łez. W końcu nazywałam się inaczej. „Kate” to tylko wymyślony pseudonim, stworzony aby chronić moje życie, a do dawnego już nie mogę wrócić. Powoli przyzwyczajam się do tego, ale nadal nie mogę pozbyć się tego okropnego uczucia. To prawda, że nie mogłam oderwać od niej wzroku. Przecież była taka piękna, a na dodatek w moim ulubionym kolorze. Tylko był jeden mały problem. To nie jest ubiór dostosowany do mojego stylu życia. Zaraz cała bym się  ubrudziła. Nie chcę, żeby ktoś kupował mi tak drogie rzeczy. Sama muszę na to zapracować. Jestem dziewczyną, a wcale tak się nie zachowuję. Nie przykładam wagi do mojego stroju lub fryzury. Nigdy nie miało to dla mnie znaczenia. Czasami lubię się wystroić i zachowywać jak na damę przystało… nie miałam nigdy okazji by to zrobić.
Po chwili siedzieliśmy już w małym i ciasnym pojeździe. Oglądałam przez szybę przechodzących ludzi, cieszących się swoją codziennością oraz dzieci, które jeszcze nie poznały, co to jest życie. Miałam wyrzuty sumienia, że tak nakrzyczałam na niego. Przecież nie zrobił nic złego.
     - Se… Sebastian – powiedziałam cichym, niepewnym głosem.
     - Tak? Czy coś się stało? – odpowiedział spokojnie, odwracając się w moją stronę.
     - Prze… Przepraszam, że tak nakrzyczałam na ciebie, po prostu byłam zła… sama nie wiem na co i o co. – Cały czas miałam opuszczoną głowę, a dłonie zacisnęłam na kolanach. Starałam się nie patrzeć mu w oczy.
     - haha… - zaśmiał się spokojnie, przykrywając ręką usta – Nic się nie stało, wcale nie byłem zły i nie jestem. – Słysząc te słowa, uspokoiłam się trochę, a moje spojrzenie znowu powędrowało w stronę okna. Po krótkim czasie wrócił Ciel i wyruszyliśmy w drogę do zamku, gdzie zapadnie głos, odnośnie moich dalszych losów.
~~*~~*~~
Po półgodzinnej podróży znaleźliśmy się przed wielkim pałacem. W środku wisiały kryształowe żyrandole, a na ziemi rozciągał się czerwony dywan. Prowadzeni przez straż, szliśmy w głąb korytarza. Po chwili dotarliśmy do wielkiego salonu, w którym siedziała królowa. Byłam bardzo zdenerwowana i martwiłam się, żeby nauki Sebastiana nie poszły na marne. Już za chwilę wszystko się rozstrzygnie. Dowiem się, czy to było oszustwo, czy może prawda. Boje się! Ale nie mogę tego powiedzieć. Mam dość tego uczucia niepewności i bólu w klatce piersiowej.
     - Witajcie – powiedziała starsza pani ubrana w suknię większą od niej samej – Oczekiwałam waszego przybycia.
     - Miło mi znowu widzieć naszą królową – odpowiedział Ciel. Uklęknął na jednym kolanie, tym samym kłaniając się. Kamerdyner zrobił to samo.
     - To zaszczyt poznać waszą wielką mość. – Prawą dłonią chwyciłam dół sukni i ukłoniłam się.
     - Podnieście głowy – odparła siwowłosa – Nie musicie być tacy oficjalni, jesteśmy tu sami. Chciałam jedynie porozmawiać. – Królowa podeszła do mnie i wpatrywała się w moją twarz. – Wydajesz się być miłą dziewczynką. Ostatnio mam szczęście w zgadywankach więc… Masz piętnaście lat prawda?
     Zdziwiłam się, a z oczu chciały wypłynąć łzy, lecz opuściłam głowę, zacisnęłam zęby i nie pozwoliłam im się wydostać. Podniosłam wzrok i z uśmiechem odpowiedziałam – Tak, dokładnie.
     - Wiedziałam, mam szczęście do takich rzeczy. Teraz chciałabym porozmawiać z Cielem na osobności. Czy moglibyście udać się do pokoju gościnnego? – powiedziała staruszka miłym głosem.
Ja, wraz z Sebastianem udaliśmy się do wyznaczonego pomieszczenia. Gdy tylko wyszłam z tamtej sali, nie mogłam dłużej udawać szczęśliwej. Moja twarz pochmurniała, a puste spojrzenie powędrowało w dół. Usiadłam na miękkim fotelu. Chce jak najszybciej stąd wyjść i udać się do posiadłości, w której mogłabym zamknąć się i być z dala od ludzi.
     - Czym się tak martwisz? – Sebastian zauważając moje dziwne zachowanie, podszedł i przykucnął przede mną. – Wszystko będzie dobrze, królowa jest miła i wyrozumiała, nic ci nie zrobi.
     - NIE O TO CHODZI! – Odwróciłam się, żeby czarnowłosy nie zauważył mojego płaczu. Lecz on już od początku wiedział o tym. Podał mi białą chusteczkę, którą trzymał w kieszeni i zapytał – A więc o co?
     - Nie ważne. Nic mi nie jest.
~~*~~*~~
     Spotkanie przeciągnęło się do późnego wieczoru. Wszyscy byliśmy zmęczeni i marzyliśmy, żeby być już w domu. Stanęliśmy obok małej, starej kamienicy i czekaliśmy na woźnicę.
     - Jak na razie, zamieszkasz z nami. Królowa kazała mi się tobą zaopiekować. Mam nadzieję, że się dogadamy.  – Po tych słowach, Ciel odwrócił się w stronę lokaja. – Sebastian, powierzam ci to zadanie.
     - Yes, my lord – odpowiedział bez najmniejszego zastanowienia i skinął głową.
Przytaknęłam i znowu spojrzałam na swoje buty, które w żadnym wypadku do mnie nie pasowały. Nudziło mi się, więc postanowiłam się przejść. Nic nie mówiąc ruszyłam w stronę pomostu, który mijaliśmy rano. Rzeka mieniła się od gwiazd odbijających się w niej. Spódnica razem z włosami powiewała, a wiatr delikatnie muskał moje czerwone od zimna policzki. Ten spokój sprawił, że wszystkie złe myśli odleciały w dal. Po krótkiej chwili, podszedł do mnie czarnowłosy mężczyzna i położył płaszcza na moich ramionach. Przez moment spojrzałam na niego i wróciłam do poprzedniej czynności. Nagle ujrzałam coś, czego nigdy nie chciałam więcej widzieć. To był jeden z nich. Brązowowłosy mężczyzna, którego obawiała się każda dziewczyna, pochodząca z mojego starego miasta. Nie zauważywszy przygryzłam swoje wargi tak, że pociekła z nich czerwona ciecz. Siedział razem z jakąś kobietą. Zapewne namawiał ją na wspólną noc, z której nie było powrotu.
     - Wszystko w porządku? Dziwnie się zachowujesz – zapytał kamerdyner, gdy tylko zauważył moje niecodzienne zachowanie.
     - Ja.. już wracam – odpowiedziałam załamującym się głosem i szybkim tempem ruszyłam w stronę nadjeżdżającego powozu, gdzie Ciel już czekał. Proszę, oby mnie nie zauważył.
~~*~~~*~~
     O godzinie dwudziestej drugiej byliśmy już na terenie posiadłości. Jedyne na co miałam ochotę, to rzucić się na łóżko i iść spać. Czerwonooki mężczyzna odprowadził mnie do łazienki i położył koszulę nocną na krześle.
     - Poradzisz sobie sama, czy może w czymś mam pomóc? – zapytał się, myśląc, że pozwolę mu tu zostać.
     - Nie trzeba, nie jestem dzieckiem – odpowiedziałam trochę podirytowana.
     - Zatem przyjdę za godzinę i podam ci kolację. Chociaż już późno, sądzę, że jesteś głodna. – Przytaknęłam. – A i jeszcze proszę, weź to. – Podał mi kilka plastrów na co się zdziwiłam, po czym wyszedł zająć się hrabią.
Skąd wiedział, że obtarłam pięty. Przecież nie mógł tego zobaczyć, gdyż zakrywał je purpurowy materiał. Mniejsza z tym. Rozpięłam zamek, po czym suknia wraz z gorsetem powędrowała na ziemię. Zdjęłam też uciążliwe szpilki. Jak miło po całym dniu rozstać się z  niewygodnym strojem. Gdybym tylko, tak łatwo mogła pozbyć się blizn, moje życie od razu nabrałoby kolorów. Weszłam do wanny pełnej ciepłej wody. Próbowałam się zrelaksować i uspokoić, ale nie mogłam. Dlaczego w tym domu jest tak ciepło, a zarazem ponuro. Nie mogłam zapomnieć tamtej okropnej twarzy, ani skupić się na czymś innym…
Czemu jest tak czarno. Ach, musiałam zasnąć. Powoli otworzyłam powieki, widziałam jak przez mgłę. Po trochu odzyskiwałam ostrość. Na de mną stał, a właściwie klęczał czarnowłosy mężczyzna, który trzymał mnie na kolanach. To był Sebastian. ZARAZ, CHWILĘ, przecież byłam w środku kąpieli. Gwałtownie usiadłam. Miałam na sobie jedynie ręcznik, którym prawdopodobnie mnie przykrył. Wystraszyłam się, i to bardziej niż kiedykolwiek. Każda dziewczyna w tym momencie by się zarumieniła i zawstydziła, oraz martwiła, że jakiś facet widział ją bez ubrań. Lecz mnie nie przeraziło to, tylko moje okaleczenia. Za żadne skarby nie pokazałabym ich nikomu. To były okropne blizny, pokrywające moje ciało od stóp do głowy, przeróżne znaki, pentagramy, jak i zwyczajne, powstałe od skaleczeń. Nie wiedząc co robię, zasłoniłam się rękoma i skuliłam w kulkę, choć było to bezcelowe. Oddech mi przyśpieszył i zaczęłam się trząść, nie z zimna, lecz z powstałej sytuacji. Opuściłam mokre włosy na twarz, aby jej nie zobaczył.
     - Przepraszam, ale gdybym nie zareagował, to mogłabyś się utopić – powiedział oszołomiony i zdziwiony, zasłaniając mnie dużym ręcznikiem. – I przepraszam… jeśli mogę spytać to skąd masz te… - Nie zdążył dokończyć, gdyż zauważył, że podkurczyłam nogi jeszcze bardziej, dając znak, że nie chce odpowiadać. – Tutaj leży koszula, proszę się w to ubrać i wrócić do sypialni. Będę czekać z kolacją. – po tych słowach automatycznie wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Nie chcę się z nim widzieć, nie spojrzę mu w twarz po tym co zobaczył. Nie mając wyjścia zapięłam guziki piżamy i z mokrymi włosami udałam się do mojego pokoju. Ani razu nie podniosłam wzroku. Usiadłam na tapczanie i zaczęłam jeść.
     - Tak nie można – odezwał się kamerdyner. Zdziwiłam się i automatycznie spojrzałam na niego. – Jeśli będziesz tak chodziła, to się przeziębisz. – Niespodziewanie zaczął wycierać moją czuprynę. Nie mogę tak tego zostawić. W końcu odważyłam się odezwać:
     - Ej… jeśli chodzi o to wcześniej… to… - Wstrzymałam na chwilę oddech w celu wymyślenia dalszej konwersacji. – Nie mów o tym nikomu. – Mój głos był cichy, lecz jestem pewna, że wszystko dokładnie usłyszał.
     - O tym? – zapytał się, jakby nie wiedział o czym mówię.
     - No o tych wszystkich… na mnie… - Skuliłam się  i nie wiedziałam co dalej robić.
     - A, o to chodzi. Spokojnie, nikomu nie pisnę ani słowa. – Machnął ręką jak gdyby nic. Nie wiem czemu, ale miałam wrażenie, że mogę mu zaufać w tej sprawie.
     - I jeszcze jedno. – Zmienił swoją postawę na bardziej poważną. – Panicz prosił mnie, żebym ci coś przekazał. – Wpatrywałam się w niego, czekając na dalszy obrót spraw. – Podczas wizyty w zamku, Królowa powierzyła nam nowe zadanie. Panicz wyjaśni wszystko jutro, sam jestem ciekaw o co może chodzić. A w związku z tym, że jesteś pod naszą opieką… też będziesz w tym uczestniczyć. Tak więc życzę spokojnej nocy.
HAA! Niby czemu ja też mam brać w tym udział. NIE CHCĘ! To prawda, że mam logiczny umysł i jestem bystra, nie licząc faktu, iż potrafiłabym rozwiązać jakąkolwiek zagadkę w pięć sekund nie oznacza, że muszę się w to pakować. Może mi się coś stać, a mam już tego po dziurki w nosie.

Szkoda się tym zamartwiać, reszty dowiem się jutro, a jak na razie pójdę spać. Położyłam się na miękkim materacu, pomiędzy poduszkami z nadzieją, że nie przyśnią mi się te koszmary i poszłam spać. 

niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 2

O to rozdział 2 :3 Starałam  się jak tylko mogłam, żeby wyszło lepiej niż ostatnie. Zanim wstawiłam 1 rozdział czytałam go z kilka razy żeby zobaczyć czy nie ma błędów i mi pasowało. Ale po komentarzach przeczytałam go po raz kolejny  i zobaczyłam pobojowisko ;-; nie sądziłam, że jest tak  makabrycznie, co chwila jakiś błąd, a w niektórych miejscach miałam wrażenie ze czytam to samo co wcześniej -,- Tak więc bardzo dziękuje za uwagi, a przede wszystkim, że w ogóle ktoś wszedł na tego bloga. Jeśli coś będzie z tym nie tak to od razu proszę mi mówić (a wiem że będzie, i to z milion rzeczy) Zapraszam do czytania ;-)

Ps. To taka magia, oni rozmawiają po angielsku ale wszyscy inni widzą, że jest po polsku ;-)

-----------------------------------------------------------------

 "Najsłodszy uśmiech, skrywa najgorsze sekrety,
 Najpiękniejsze oczy, wylewają najwięcej łez,
 Najmilsze serce, czuje najwięcej bólu..."

     - Dziadku! Gdzie jesteś? - wykrzyczała mała, słodka brązowowłosa dziewczynka. Jej purpurowa sukienka powiewała lekko na wietrze, a  ona sama niczym motyl, pędziła w stronę ogrodu tanecznym krokiem. Oczy, które nigdy nie widziały okrucieństwa świata, mieniły się na wszystkie możliwe kolory niczym diament. - Dziadku? Musisz to zobaczyć!
     - Tutaj skarbie. Coś się stało? - jej oczom ukazał się starszy pan po 80-tce, siedzący na wózku przykryty małym, brązowym kocykiem. Szybko wystawił ręce w stronę szkraba i usadził na kolanach. Z jego cudownym uśmiechem nic nie mogło się równać.
     -  Co robiłeś? - zapytała brunetka tworząc banana na twarzy
     - Nic ciekawego. Próbowałem zgrać się z naturą. - dziewczę próbowało zrozumieć to co mówił, lecz przychodziło jej to z trudem, gdyż starzec zawsze używał trudnych słów i przenośni. - Zobacz, tam na drzewie.
     -...
     - PAN WIEWIÓRKA! - wykrzyczała rozdziawiając buzię od granic możliwości.
     - Nie krzycz tak bo się wystraszy i ucieknie. Chciałaś coś ode mnie?
     - Tak! Patrz co narysowałam. - odpowiedziała i z dumą pokazała obrazek.
     - Jak zwykle prześliczny. - z podziwem spoglądał na rysunek, nie mogąc przyjąć do wiadomości, że jego 6 letnia wnuczka rysuje prawie jak zawodowiec. - A kto to na nim jest?
     -  To Blonka, to Mary, to ja, to ty, a to mama i tata. - staruszek nagle pobladł - Wiesz kocha...
     - Kiedy wróci mama!? - zza pleców odezwała się drobniutka blondynka stojąca obok starszej o 2 lata siostry. - Dziadku?
     - ...nie wiem.
     - Ona nie wróci już prawda?! Mamusia już nie wróci do nas?! Ona nas już nie kocha?! - najstarsza wnuczka krzyknęła załamanym głosem ze łzami w oczach.
     - Nie płacz, proszę... Tak masz rację ona już nie wróci, ale kochała was, kocha i będzie kochać. Jesteście jeszcze za młode i nie doświadczone żeby to zrozumieć, ale tak nakazała sytuacja i ja i wy nic na to nie poradzimy. - starał się je uspokoić, lecz nie musiał. One wiedziały co to życie, w tak młodym wieku doświadczyły najgorszego. Musiały być silne i takie były. Nie dawały nikomu sobą manipulować. - powiem wam coś tylko mnie dokładnie wysłuchajcie...  "Możesz być nieszczęśliwy jeśli chcesz. Jest to najłatwiejsza rzecz do osiągnięcia na świecie. Po prostu wybierz nieszczęście. Powtarzaj sobie, że wszystko ci się źle układa, że nic nie jest zadowalające i możesz być pewien, że będziesz nieszczęśliwy. Ale powiedz sobie - wszystko idzie dobrze, życie jest piękne, wybieram szczęście. Możesz być pewien, że dostaniesz to co wybrałeś". Zrozumiano?!
     - TAK! - odezwały się trzy piskliwe głosiki unosząc głowę




  ~~*~~*~~


Na dworze szalała ulewa. Wiatr prawie co nie powyrywał drzew, a ogromne krople deszczu waliły z głośnym hukiem o szyby. Młoda dziewczyna z trudem podniosła się z wielkiego i miękkiego łoża z baldachimem, na którym leżało co najmniej dziesięć poduszek i puchowa kołdra.

Ach... nie chce mi się nic robić, najchętniej leżałabym tu do końca życia. Znowu miałam jakiś bezsensowny sen. Mąci mi tylko w głowie, czy chociaż raz nie mogę śnić o czymś normalnym jak normalna dziewczyna... No tak racja, ja nie jestem normalna. Nie bardzo pamiętam ale to chyba były moje dwie siostry i dziadek. Kochałyśmy tego szalonego staruszka, ciągle opowiadał nam niestworzone historie i myślał, że w nie uwierzymy. Może i był dziwny, ale podnosił nas na duchu i nauczył żyć. "Nie płacz, on nic cie nie da, tylko pogrąży w smutku. Śmiej się i nie dawaj satysfakcji tym co cię ranią" Po tych słowach obiecałam, że nie dam się złamać i będę chodzić z pozytywnym wyrazem twarzy, lecz nie zawsze dawałam radę.
Po chwili dobiegło pukanie do drzwi.
     - Wchodzę. - Przystojny kamerdyner wszedł do pokoju ze swoim uśmiechem. Jego kruczoczarne włosy opadały na czoło, a śnieżnobiałe rękawiczki podkreślały nieskazitelność posiadłości. - Przyszedłem obudzić panienkę, ale widzę że już nie trzeba. Proszę się w to przebrać.
     - yhym... - nic nie powiedziałam, tylko przytaknęłam i spojrzałam na ubranie leżące obok mnie.
     - Poradzi sobie panienka sama czy może pomóc? - z wesołym wyrazem twarzy spojrzał się na mnie mrużąc oczy.
     - Nie trzeba, poradzę sobie, tyle raczej potrafię zrobić - lokaj nic nie mówiąc wyszedł z pomieszczenia zostawiając mnie samą.
Podeszłam do gigantycznego lustra stojącego w rogu tuż obok toaletki. Zobaczyłam blade dziewczę o kasztanowych włosach. Prawe oko miała niebieskie a lewe fioletowe, podrapany nos zasłonięty plastrem oraz niewielkie, ale straszne znamię na czole. Tak to byłam ja. Ubrałam szybko bielutkie zakolanówki zakończone koronką, fioletowe baleriny oraz śliczną fiołkową suknię z falbankami sięgającą do kolan. Poczułam silną nostalgię, gdyż ta właśnie kiecka była podobna mojej ulubionej, którą nosiłam w dzieciństwie. Włosy rozczesałam i spięłam w kucyka, żeby mi nie przeszkadzały, a grzywkę jak zwykle spuściłam na czoło.
     - Czy panienka jest już gotowa? - z korytarza słychać było głos czarnowłosego.
     - Tak.
     - W takim razie może byśmy się udali do jadalni, panicz już czeka. - bez słowa podążyłam za nim. Był taki wysoki, że nie nadążałam za nim. Chciałam trochę przyśpieszyć, ale mi nie wyszło i się potknęłam o własne nogi. Lokaj widząc to szybko zareagował i złapał mnie.
     - Wszystko w porządku? - lekko się roześmiał z całej sytuacji i postawił mnie na nogi a ja zakłopotana spuściłam głowę w dół. - musi jeszcze panienka urosnąć.
    - Nie muszę. - odpysknęłam naburmuszona a on tylko zarechotał.
Zwolnił trochę kroku więc, więc mogłam spokojnie iść. Po drodze mijaliśmy pełno drzwi prowadzących nie wiadomo gdzie. Moją uwagę najbardziej przykuły kolorowe krajobrazy wiszące na ścianach oraz niewielkie stare szafki. Po chwili znaleźliśmy się przed celem. Sebastian pociągnął za klamkę i wskazał ręką, żebym weszła do środka. Piękny wielki stół nakryty krystalicznie czystym obrusem, idealnie umyte sztućce, przezroczyste kieliszki i szmaragdowy żyrandol przypominały zamek z bajki.
     - Zapraszam tutaj. - mężczyzna odstawił krzesło na przeciwko hrabi sugerując żebym usiadła, jak też zrobiłam. - Na dzisiejsze śniadanie przygotowałem lekką sałatkę ze świeżych warzyw, rogaliki maślane oraz herbatę earl grey.
     - Jak ci minęła noc? - zapytał się Ciel pałaszując rogale. - Dobrze spałaś?
     - Yhm. Dobrze - odpowiedziałam cichym głosem nabierając ogórka na widelec
     - Czemu tak mało mówisz? - zapytał się. W jego głosie słychać było ironię i zdenerwowanie.
     - A po co mam tyle mówić, skoro nie mam nawet co, a poza tym to tylko strata czasu. - odpowiedziałam wkurzona bez zastanowienia.
     - Panien... - nie dokończył nic mówić, gdyż przez wiatr otworzyło się okno robiąc przy tym wiele hałasu i rozwalając wszystko dookoła. Lokaj szybko je zamknął.
     - AŁA! - wrzący napar wylał się na stół oblewając przy tym moją dłoń.
     Kamerdyner bez chwili namysłu złapał mnie, zabrał do łazienki i oblał bolące miejsce zimną wodą. - Mocno boli? - zapytał się delikatnie masując miejsce oparzenia. - trzeba szybo to opatrzeć bo zostanie blizna.
     - Trochę boli. - byłam do tego przyzwyczajona więc nawet nie zwracałam uwagi. - Co za różnica czy będzie blizna czy nie.
     - Jest różnica i to wielka. Jesteś jeszcze małą dziewczyną i musisz o siebie dbać. - bez zastanowienia odpowiedział trochę zirytowany
     - Małą dziewczyną tak? - Spuściłam głowę i spokojnie spytałam nie oczekując poprawnej odpowiedzi. - Na ile lat ci wyglądam, tylko szczerze.
     - Nie spodziewałem się takiego pytania. - zdziwiony wziął wdech mrużąc oczy i dokończył bandażowanie - Proszę się nie denerwować jeżeli nie trsfię. Jeśli mam być szczery to tak około na piętnaście lat
     -  Ach. Rozumiem. - opuściłam twarz jeszcze niżej i zacisnęłam wargi. - Pudło.
     - Przepraszam. A mogę wiedzieć ile panienka ma lat?
     - ...nie powiem. - ręka piekła jak diabli. Piętnaście lat co? HAHA... Gdyby pomyśleć to nie ma się o co wkurzać. Uratowało mnie ot wiele razy.


~~*~~*~~


Lokaj zaprowadził mnie do gabinetu Ciela. Zaparzył herbatę i podał nam razem z ciastem czekoladowym. Mnie posadził przy stoliku stojącym przy ścianie. Jak zwykle siedział przy mahoniowym biurku zasłonięty stertą papierów. Nigdy nie przyzwyczaję się do dziewiętnastowiecznych ubrań. Miał na sobie czarny melonik z niebieską wstążką, jasną koszulę i czarne spodenki. Pokój jak zwykle mroczny w ciemnych barwach, jedynie okno dawało odrobinę światła.
     - Musimy pogadać. - od razu przeszedł do rzeczy - Wiesz, że za tydzień masz umówione spotkanie z Królową prawda. - kiwnęłam przytakująco głową - Chciałbym omówić sprawy dotyczące tego. Musisz się nauczyć zachowania jak na prawdziwą damę przystało.
     - Czyli według ciebie jak się zachowuję? - odpowiedziałam podirytowana
     - Nie chodziło mi o to, tylko żebyś nie powiedziała czegoś nie na miejscu oraz nauczyła się jak zachowywać w obecności Jej wysokości.
     - Rozumiem. Czyli co mam robić? I co się potem ze mną stanie? - przeszedł przeze mnie zimny dreszcz, a ciało zaczęło drżeć. Zacisnęłam żeby i czekałam na odpowiedź. Cokolwiek by się nie działo nie dam znowu się zamknąć w jakiejś brudnej celi. 
     - Sebastian jutro ci wszystko wyjaśni i zaczniesz z nim ćwiczyć. Nie martw się, Królowa o wszystkim zadecyduje i albo zostaniesz zatrudniona w jej domu albo zostaniesz tutaj.
     - CO PROSZĘ?! - wykrzyczałam nie mogąc znieść całej tej sytuacji. - Po pierwsze dlaczego to niby ona decyduje za mnie a po drugie czemu nie mam innego wyjścia oprócz tych dwóch opcji!
     - Nie unoś się tak. Są co do tego powody, których nie możesz jeszcze poznać. - odpowiedział spokojniejszym głosem - Nie masz się o co martwić, nie stanie ci się krzywda. O to możesz być spokojna. - Na jego twarzy widniał niewinny dziecięcy uśmieszek, lecz mnie nie przekonywał. Już nigdy nie nabiorę się na takie gierki. Od urodzenia żyłam w kłamstwie. Szczęśliwy obraz rodziny porzuciłam dawno temu  i zastąpiłam go sobą oraz malutkim purpurowym scyzorykiem. Jedyne osoby, którym mogłam zaufać to moje dwie najwspanialsze siostry, po których nie ma już śladu. Mogłyśmy liczyć na siebie i dzięki temu żyłyśmy, lecz teraz zostałam sama. Od małego marzyłyśmy żeby wypowiedzieć trzy banalne słowa "chcę do domu", ale nie było to możliwe. Teraz straciłam dom i ludzi, którzy by mnie powitali po długiej nieobecności z roześmianą twarzą.



~~*~~*~~


Kolejny tydzień znowu przyprowadził ze sobą mróz, deszcz i wiatr. Od wieków taka pogoda panuje w   Anglii a tym bardziej że kończył się luty. Przez ostatnie dni ćwiczyłam co mam zrobić i powiedzieć gdy zobaczę tą "niesamowitą" kobietę na tronie. Nie chciałam tam jechać lecz byłam zmuszona do tego i nie miałam innego wyjścia.
     - Dzień dobry, musi panienka szybko wstać. Dzisiaj wielki dzień. - jak zwykle w swojej masce szczęścia wszedł do pokoju kamerdyner wraz z wielką turkusową suknią i lakierkami na wysokim obcasie w tym samym kolorze. - Musi się panienka szybko przebrać i przygotować bo za godzinę wyjeżdżamy do Londynu.
     - Dobrze. Już się szykuję. Możesz wyjść?
     -  Proszę mi wybaczyć ale zauważyłem, że panienka jakoś nie ma talentu do zakładania takich strojów i zajmie to dużo czasu, a poza tym do tej kreacji również należy założyć gorset co wymaga pomocy osób trzecich.
     - Nie! Sama sobie poradzę. - zarumieniłam się trochę i zawstydziłam, nie wiem co to były za uczucia, pierwszy raz tak mi się zdarzyło.
     - Spokojnie, nic nie będę widział. - lokaj zdjął krawat i obwiązał sobie nim oczy. Podszedł do mnie i zaczął rozpinać mi koszulę. Gdy przez przypadek jego dłoń dotknęła mojej szyi natychmiast się wzdrygnęłam i odsunęłam. Powiedział tylko przepraszam i kontynuował. Po chwili przebrana i umalowana wraz z Sebastianem i Cielem weszliśmy do powozu. Czy on to widział? Poczuł? Domyśla się co to jest? Proszę tylko nie to!? Nagle znamię na karku zaczęło strasznie piec i boleć. Złapałam się za to miejsce, ale nie mogłam się na niczym innym skupić. Nienawidziłam tej blizny, tylko był mały problem, ona nie była taka zwyczajna. To był wypalony herb należący do "niego", najokrutniejszej i najgorszej osoby jaka chodzi po tym świecie. Gdyby tylko ktoś zobaczył tą ranę od razu by "go" powiadomił, a moje życie znowu zamieniłoby się w piekło.

sobota, 4 kwietnia 2015

Witam ^^

Wybaczcie, że tak długo mnie nie było, ale szkoła, nauka, i inne życiowe sprawy :-( W związku z wolnym zaczęłam wczoraj pisać pierwszy rozdział ;-D Jeszcze dzisiaj wieczorem postaram się go wstawić i dołączę do tego moje rysunki :3 Ostrzegam, że nie będą zbyt dobre i ładne xd Najpóźniej wstawię rozdział jutro ale postaram się jeszcze dzisiaj z tym uwinąć ^^ Mam nadzieję, że kogoś zainteresuje ta historia i będzię czytał, iż gdyż będę miała większą motywację do pisania :3 

Małe ostrzeżenie!
W niektórych rozdziałach mogą się pojawić drastyczne sceny przeznaczone tylko dla ludzi o mocnych nerwach.
Ale pomimo to mam nadzieję, że się nie zniechęcicie i zostaniecie ze mną. Jet to mój pierwszy blog i pierwsza historia którą piszę w całym moim życiu. Więc nie wiem jak wyjdzie ale mam nadzieję, że jakoś sobie poradzę ^^

Rozdział 1

Tak jak obiecałam wstawiam pierwszy rozdział i mam nadzieje, że wam się spodoba i dodaję swoje rysunki :3  (ostrzegam trochę drastyczne dla ludzi o mocnych nerwach) Życzę miłego czytania ^^


Biegnę już bez sił, kręci mi się w głowie i zaraz upadnę. Wyglądam makabrycznie, gdybym się teraz ujrzała w lustrze, zaraz bym zaczęła krzyczeć i zastanawiać co to jest. W powietrzu unosi się lekki metaliczny zapach, czuję go także w buzi... tak to moja krew. Od tej ucieczki i strachu poprzygryzałam sobie wargi, a ból głowy nie daje mi spokoju, nie wspominając o pozostałych ranach na moim ciele. Biegnę przez ulice starego Londynu... dla mnie starego. Wiatr lekko przedziera się koło mnie, a księżyc oświetla szare miasto. Czekam tylko, aż wzejdzie słońce, a na alei pojawią się tłumy ludzi przyodzianych w eleganckie stroje.
Podczas biegu nagle ujrzałam zakręt i pomyślałam, że tamtędy ucieknę  i się schowam nie wiadomo gdzie. Wszystko co robiłam było spontaniczną reakcją, nawet nie myślałam tylko działałam instynktownie. Jedyne co chciałam to żyć. Dobra skręcam. (Traaaach, Booom) Nagle w coś uderzyłam. Podniosłam głowę i ujrzałam pewnego pana w czarnym płaszczu i jakieś dziecko.
-Przepraszam! - ledwo wykrzyczałam to zdyszanym załamanym głosem
Podniosłam się szybko i pobiegłam dalej. Nie zwracałam zbytnio uwagi na tych ludzi i nie czekałam na odpowiedź. Gdy tylko ujrzałam wysoki czerwony mur od razu podskoczyłam, chwyciłam się zakurzonych i brudnych cegieł oraz zaczęłam machać nogami, próbując się wspiąć. Od razu przez niego przeskoczyłam i pobiegłam dalej. Nawet nie przeszła mi przez głowę myśl, że mi się nie uda, co najwyżej się pokaleczę, ale trudno, Przyzwyczaiłam się do tego, że cały czas na szali kładę swoje życie i robię szalone rzeczy, na które nikt inny by się nie odważył, żeby tylko je zachować i go nie stracić.
-STÓJ! WRACAJ! JEŚLI MYŚLISZ, ŻE MI UCIEKNIESZ TO SIĘ GRUBO MYLISZ! - krzyknął z pogardą i pewnością siebie
Gdy tylko usłyszałam ten głos zza muru przeszył mnie mroczny dreszcz, zalały mnie poty, serce prawie wyskoczyło z klatki piersiowej, a z oczu zaczęły mi lecieć łzy niczym porwista rzeka podczas ulewy. To nie były łzy radości, lecz strachu i przerażenia. Tak to "on", tyran którego nienawidziłam oraz jedyna osoba, którą mogłabym zabić bez wyrzutów sumienia. W głowie miałam mętlik a moje nogi same przyśpieszyły na myśl, że znowu będę musiała tam wrócić. NIE WRÓCĘ, NIGDY TAM NIE WRÓCĘ! To była jedyna myśl, która chodziła mi po głowie i to dzięki niej byłam w stanie utrzymać się na nogach. Nagle zauważyłam opuszczoną kamienicę i od razu do niej wbiegłam. Nie wiedząc co się dzieje wyciągnęłam z kieszeni scyzoryk - jedyną broń jaka mi została i schowałam się za drzwiami czekając na "niego". W głowie mam mętlik, ledwo widzę na oczy. Sapiąc ze zmęczenia jak zbity pies, wpatrywałam się w ulicę za drzwiami. Ktoś idzie, tak to on! Bez chwili zastanowienia wzięłam zamach i wycelowałam scyzorykiem w "jego" stronę. To nie on, tylko jakiś dzieciak! Nie mogę zabić jakiegoś bachora co przez przypadek przechodzi przez tą dróżką. Szybko starałam się zatrzymać rękę jednocześnie przekręcając rękę, żeby ostrze go nie zraniło. Ostatecznie tylko lekko go uderzyłam palcami a sama upadłam na ziemię, jednak szybko się podniosłam, złapałam za nożyk i odeszłam kilka kroków. Nieostrzeżenie do klatki schodowej wszedł facet w czarnym płaszczu. Teraz pamiętam to ci dwaj na których wpadłam przed chwilą.
- Czy nic paniczowi się nie stało? - zapytał się, lecz w jego głosie nie było słychać zmartwienia - następnym razem proszę uważać bo panienka może przez przypadek kogoś zranić - powiedział zwracając się w moją stronę
-  Nic mi nie jest - odpowiedział chłopiec w czarno niebieskim meloniku - nie zadaj głupich pytań
- Ależ pana bezpieczeństwo jest najważniejsze i to oczywiste, że będę się pytał o takie rzeczy
- grr...
Nie wiedziałam co się dzieje, kim oni są i czego chcą ode mnie. Nie mogę uciec na górę, bo potem nie będę miała dokąd uciec, bez chwili namysłu ruszyłam pełną parą przez drzwi an dwór i zaczęłam biec w stronę mostu. Tuż za nim rozciąga się ciemny i długi las, tak to tam się schowam, przecież nie znajdą mnie w tych ciemnościach.
- Sebastian łap ją! - powiedział cicho chłopak bez żadnych uczuć w głosie
Te słowa były tak ciche, lecz usłyszałam je. Wystraszona zaczęłam biec coraz szybciej zaciskając w dłoni mały metalowy scyzoryk. Przebiegłam przez długi kołyszący się most i biegłam w stronę wielkiego lasu. Zanim wbiegłam na moje nieszczęście potknęłam się o korzeń. Zawsze tak mam, w najważniejszych momentach muszę coś spartolić, nienawidzę mojego "szczęścia".
- Przepraszam?
Usłyszawszy głos za mną od razu szybko wstałam z rozwalonym i startym kolanem oraz zamachnęłam się i moją jedyną bronią wycelowałam w osobę za mną. Poczułam ucisk na moim nadgarstku. Tak mocno go ścisnął, że wypuściłam scyzoryk i nie mogłam ruszyć dłonią. Teraz mogłam dokładniej się przyjrzeć nieznajomemu. Miał czarne włosy, które świeciły się w blasku księżyca, ubrany cały na czarno w rozpięty płaszcz a pod nim frak, był bardzo wysoki i miał elegancką postawę. Pomyślałam, że musi być jakimś lokajem. Miał piękny i zniewalający uśmiech, przez który każda kobieta mogłaby paść na kolana, lecz na mnie nie podziałał, byłam zbyt przerażona. Uśmiech może i był piękny ale miał w sobie coś strasznego. Po chwili podbiegł zdyszany małolat, zupełnie jak po pięćdziesięcio-kilometrowym maratonie.
- Mógłbyś na mnie poczekać a nie muszę cię gonić nie wiadomo ile! - zdenerwowany wykrzyczał na kamerdynera
- Przecież panicz sam kazał mi złapać tą dziewczynę - odpowiedział z uśmieszkiem jakby wogóle go to nie zdenerwowało
- Pójdziesz z nami - pewny siebie powiedział do mnie, jakby to miał być rozkaz i oczekiwał, że go wykonam
-NIE! - krzyknęłam zdyszana, o ile to był krzyk.
Przez zmęczenie nie miałam sił stać, padłam na kolana i tak siedziałam. Lokaj dalej trzymał moją rękę, jedyne co zrobił to tylko rozluźnił uścisk. Kręciło mi się w głowie i myślałam, że zaraz zemdleję. Co się ze mną stanie? Co oni mi zrobią? Gdzie pójdę? Te pytania cały czas wirowały mi w głowie i nie mogłam myśleć o niczym innym. Boje się! Całe ciało mi się trzęsie a oczy nie mają zamairu przestać ronić łzy. Już nie zwracałam uwagi na nic. Wiedziałam, że tak będzie, ale gdziekolwiek by mnie nie zabrali, cokolwiek by mi nie zrobili, ja i tak uciek...


Hmm.. Co się stało? No tak, zemdlałam. Gdzie ja jestem? Ale ładnie pachnie. Poderwałąm się nagle do góry już cała obudzona. Jestem na dworze, księżyc bije po oczach,a ja siedzę na "barana" na plecach tego kamerdynera. Trochę się zarumieniłam i miło się zrobiło. Obok nas idzie dzieciak w meloniku. Widzę jakiś wielki budynek, to jest XIX wieczna posiadłość angielska, uczyłam się na historii. Co ze mną zrobią? BOJE SIĘ!
- Obudziłaś się? - powiedział spokojnym głosem czarnowłosy facet
Nie miałam siły aby cokolwiek powiedzieć, po prostu położyłam głowę na jego plecach, zamknęłam oczy i zaczęłam się zsuwać na ziemię. Znowu straciłam przytomność. Obudziłam się w gigantycznym pokoju leżąc na wielkim i miękkim łożu otulona ciepłą kołdrą. Co to za uczucie, pierwszy raz w życiu czuję taki spokój, od dawna nie było mi tak przyjemnie. Jest ciepło i przytulnie, w powietrzu unosi się lekki zapach róż a paląca się świeca nadaje cudną atmosferę. Za oknem już powoli zaczynało świtać a wróble nie przestawały śpiewać. Nagle drzwi do pokoju się otworzyły głośno przy tym skrzypiąc. Do pomieszczenia wszedł kamerdyner wraz z małych chłopcem. Mężczyzna w czerni lekko się do mnie uśmiechał, lecz przez te wszystkie lata bez względu na to jak ktoś się prezentuję potrafię odczytać jego humor, to nie był miły uśmiech lecz wymuszony. Natomiast chłopak ubrany w niebieską koszulę i spodenki wraz z czarnymi podkolanówkami i butami na obcasie oraz opaską na oku jak u pirata nie wykazywał żadnych emocji, tylko stał z grymasem na twarzy.
- Nazywam się Ciel Phantomhive i jestem właścicielem tej posiadłości a to mój lokaj Sebastian Michaelis - dumnie powiedział - A ty jak się nazywasz - był tak poważny, że aż śmieszny
Milczałam i spuściłam na dół głowę. Nie chciałam nikomu mówić o sobie, ludzie to przebiegłe kreatury, które tylko czekają aby cie wdeptać w ziemię. Już dawno postanowiłam, że nikomu więcej nie zaufam... nikomu. Przeżyłam tyle, że wiem jak okrutne i straszne potrafi być życie.
- Jak się nazywasz?! - krzyknął wkurzony
- Paniczu, chyba nie ma ochoty odpowiadać, zostawmy to na razie - lokaj odpowiedział miłym głosem
- Sebastian zajmij się tym a ja wrócę do mojego pokoju, nie spałem prawie całą noc
- Tak, paniczu
Kamerdyner powoli zbliżył się do mnie i uśmiechając się uklęknął przed łożem. Położył rękę na mojej głowie i rozczochrał mi włosy. Patrzałam się na niego ze zdziwieniem i ze strachem w oczach, a on się tylko uśmiechał i powiedział, że nie mam się czego obawiać. Po chwili wyciągnął mnie z łóżka, przerzucił przez ramię jak worek kartofli i wyniósł z pokoju. Zaczęłam się wiercić i próbować uwolnić, lecz złapał mnie tak, żebym nie mogła nic zrobić. Po chwili weszliśmy do gigantycznego pomieszczenia, jeszcze większego niż sypialnia. Oświetlenie raziło po oczach a biel ścian nie dawała spokoju. To była łazienka. Po chwili postawił mnie na zimnej podłodze, położył ubrania na krześle i z uśmiechem powiedział:
- Proszę wziąć gorącą kąpiel i ubrać się w te ciuchy co tutaj położyłem
I tak wyszedł. Na ścianie wisiało olbrzymie lustro. Spojrzałam w nie i padłam z przerażenia, TO NAPRAWDĘ JA!! Z tego wszystkiego zupełnie zapomniałam ja wyglądam, Cała brudna, ubłocona w zakrwawionych ubraniach. Pozlepiane i poskręcane włosy idealnie pasowały do spierzchniętych ust i zdartego nosa. Musze ściąć grzywkę ponieważ jest już za długa i spada na bok a nie na czoło i widać moją ranę. A co mi tam i tak muszę się w końcu wykąpać a tego brudu. Rozebrałam się i stanęłam przed lustrem. Czy już zawsze przeszłość będzie za mną szła?! Na ciele od głowy do stóp, z przodu, z tyłu i z boku miałam wyryte okropne blizny, od małych kresek poprzez różne znaki do wielkich i okropnych napisów, nie licząc nowych ran, których liczba z każdym dniem się powiększa. To one mi przypominają o świecie i o "tych" wydarzeniach przed którymi nie mogę uciec. Nienawidzę przez to swojego ciała i nie chcę na nie patrzeć a tym bardziej nie pozwolę, żeby ktoś to zobaczył. 



Weszłam do wanny pełnej gorącej pieniącej się i pachnącej różami wody. Jak miło, ile to już minęło od kiedy ostatni raz miałam okazję wykąpać się w takich warunkach... tak to było dwa lata temu, zanim zostałam zmuszona aby opuścić dom. Nie zwracając już na nic uwagi zaczęłam się w spokoju myć. Ciężko mi było wstać, bo wszystkie kości i mięśnie nie dawały mi spokoju, a o głowie już nie wspomnę. Gdy tylko udało mi się wypełznąć na ląd od razu owinęłam się ręcznikiem i zaczęłam wycierać włosy. Przyjemnie tak się umyć z brudu i niczym nie przejmować. Usiadłam na małym stołku przed szafką z lustrem, uczesałam włosy i chwyciłam za leżące w szufladzie nożyczki. (Ciaaaaach) Bez zastanowienia z pewnością siebie podcięłam grzywkę. Jeszcze raz uczesałam włosy i wzięłam się za ich suszenie. Były bardzo miękkie i puszyste. Ubrałam ciuchy zostawione przez Sebastiana... chyba tak się nazywał. Były wśród nich czarne spodnie przypominające leginsy bądź rajstopy, czarne proste botki oraz pomarańczowa sukienka z długim rękawem i czarnym paskiem sięgająca kawałek za kolana. Jak ja nie lubiłam tego koloru, już nawet nie pamiętam dlaczego, choć kiedyś wiedziałam. Pomimo nieznania powodu, nienawiść została. Wyglądałam strasznie dziwnie w sukience, nigdy nie lubiłam ich nosić,  może raczej nie miałam okazji, a wygodniej jest w dżinsach i bluzie. 
(Puk.puk) Nagle ktoś zapukał do drzwi, a po chwili usłyszałam głos.
- Wchodzę - to był ten lokaj, miał ze sobą kilka plastrów
Podszedł do mnie i nic nie mówiąc przykleił mi jeden z nich na ranę na nosie a drugim obkleił palec u ręki, z którego lekkim strumykiem leciała krew.
- Musisz bardziej o siebie dbać w końcu jesteś dziewczyną, nie możesz sobie pozwolić na jakiekolwiek rany na ciele
Powiedział jakby mu na tym naprawdę zależało, lecz to był tylko ton głosu i uśmiech. Każdy może oszukać słowami, ludzie są łatwowierni, to dlatego często wpadają w pułapki. tego nauczyło mnie doświadczenie. Nie ufaj nikomu, nie wież w ani jedno słowo, bądź zawsze krok przed innymi, wolno ufać tylko sobie i nikomu innemu. Jedyną rzeczą, której można wierzyć są oczy, tylko one powiedzą prawdę. Dzięki przeszłości potrafię rozpoznać uczucia ludzi, nawet pomimo kłamstw i postawy ciała.
Sebastian kazał mi iść za sobą. Nie wiedziałam co chce ale poszłam. Weszliśmy do dużego pokoju z brązowymi tapetami i jednym wielkim biurkiem na środku przy którym siedział chłopak w opasce.
- Nie masz się o co martwić, nic ci nie zrobimy - powiedział łagodnym tonem i podał mi kawałek ciasta - Więc... jak się nazywasz?? 
Milczałam, nie chciałam z nikim rozmawiać, marzyłam jedynie o tym, aby uciec gdzieś gdzie byłabym sama. 
- Powiedz coś... cokolwiek, halo! Mówię do ciebie.
Jakie utrapienie, zamknij się już i zostaw mnie w spokoju.
- Zamknij się już, rozumiem, tylko daj mi już spokój - powiedziałam wkurzona bo na krzyk już nie miałam siły a chłopak wraz z lokajem aż podskoczyli z wrażenia - też umiem mówić. Jesteś Ciel tak a to twój kamerdyner Sebastian? Mówiłeś, że jesteś Hrabią tej posiadłości, ile ty masz w ogóle lat? 
- Nie musisz się tak wrednie odzywać i się uspokój trochę, chcemy tylko pogadać. Więc skoro się już odezwałaś to jak się nazywasz?
- Jestem... Kate, a przynajmniej możecie tak na mnie mówić
- A nazwisko?
- Nic więcej nie powiem, czego ode nie chcecie?
- Mieliśmy się tobą "zająć" z rozkazu Królowej.
- KRÓLOWEJ!! 
Czego ona może ode mnie chcieć i przede wszystkim czemu ode mnie?? Jeszcze mnie ściąć każe.
- Panienko, już proszę się uspokoić, Królowa chce się z tobą widzieć niedługo - odpowiedział Sebastian obejmując mnie w pasie i łapiąc za rękę. 
Każda dziewczyna by się chyba rozpłynęła w takiej sytuacji, gdyż sprawia wrażenie miłego i jest zabójczo przystojny, lecz na mnie to nie zrobiło wrażenia. Nie wiem czemu, po prostu "te" wydarzenia tak na mnie wpłynęły, czasami mam wszystko gdzieś i nie okazuje emocji... a raczej nie mogę ich okazać ponieważ nic nie czuję. Szybko się wyszarpnęłam i stanęłam obok.
- Co Królowa może ode mnie chcieć - zapytałam się z irytacją w głosie
- Sam nie wiem, po prostu mamy cię do niej zabrać - odpowiedział Ciel ze zmęczeniem
- Pewnie jest panienka głodna zapraszam na śniadanie. 
Po tych słowach zaprowadził mnie i Ciela do jadalni. Po drodze w holu było wielkie okno. Wyjrzałam przez nie i spostrzegłam przepiękny ciągnący się obraz pól i lasów a przede wszystkim błękitnego nieba, na którym świeciło jaskrawe słońce. Już dawno zapomniałam jak wygląda świat, mam do nadrobienia wiele rzeczy.